17/05/2020

Warto w Edim: iść na spacer

à WSTĘP ß

Odkąd mieszkam w centrum, moim głównym środkiem transportu są nogi. A że nie toleruję idei siłowni i niespecjalnie lubię biegać, to spacery szybko wjechały na tapetę jako moja główna forma aktywności fizycznej. Chodzić bardzo lubię, szczególnie gdy na wyciagnięcie ręki mam tak piękne miejsca, a że robię to dość regularnie, to i większe odległości nie stanowią dla mnie problemu – mam nadzieję, że dla was również. Poniżej prezentuję 10 spacerowych opcji po Edynburgu: większość z nich za punkt startowy bierze ścisłe centrum.


Royal Mile / Old Town / Calton Hill


Kiedyś zastanawialiśmy się w pracy jaki „ekonomiczny” spacer można by było polecić uczestnikom konferencji, którzy zaglądają do Edynburga tylko przelotem i nie mają więcej niż pół dnia na zwiedzanie. Dość zgodnie ustaliliśmy, że – uznając za punkt startowy okolice South Bridge a za końcowy Waverly Station – najlepiej będzie: najpierw zajrzeć na dziedziniec Old College edynburskiego uniwersytetu przy South Bridge, gdzie mieści się teraz instytut prawa; przespacerować się Chambers Street, opcjonalnie zahaczając o National Museum of Scotland (szerzej o muzeum w kolejnym odcinku); następnie minąć słynną statuetkę Bobby’ego (nie, nie trzeba mu zdzierać noska) i zajrzeć na rzekomo nawiedzony (a o każdej porze roku piękny) Greyfriars Kirkyard zaraz obok. Potem zejść w dół Candlemaker Row na Grassmarket, obejść dookoła sam Grassmarket, gdzie w sobotę zastaniecie market z lokalnymi produktami, a każdego dnia imponujący widok na zamek (po dobre ujęcie zamku można też lekko zboczyć na Vennel stairs) i wrócić kolorową Victorią Street na Royal Mile – ja preferuję schowanymi schodkami przez Victorię Terrace, bo to dobra perspektywa na kolejną ładną fotkę, ale można też przez George IV Bridge. Następnie podreptać w górę pod zamek, być może nawet zajrzeć do środka (bez biletu można zajść pod sklep z pamiątkami, schowanym za bramą i kasami; są tam też ogólnie dostępne toalety). A spod zamku przejść się całą długością Royal Mile w dół, aż pod szkocki Parlament i królewski Pałac. Później odbić w lewo w Calton Road i małą pieszą ścieżką (po waszej prawej, odbijająca do góry) w stronę Regent Road i Calton Hill.  Calton Hill najlepiej obejść dookoła, gdzie opcjonalnie można zaliczyć niedawno otwarte City Observatory (wstęp wolny, ale niewiele do zobaczenia w środku), National Monument i Nelson Monument (wieża, można wejść na szczyt, ale odpłatnie £6, a widok niewiele różni się od tego z dołu, więc raczej nie polecam) – najpopularniejsze widokówkowe zdjęcia robi się pod Old Observatory House, z widokiem na zamek, pobliski pomnik Dugalda Stewarda i Balmoral Hotel, z Pentland Hills zarysowanymi w tle. I w końcu z Calton Hill przemaszerować wzdłuż Waterloo Place w Princes Street i na pociąg / autobus z Waverly Bridge. Proszę bardzo: najważniejsze punkty starego miasta zaliczone w nie więcej jak dwie godziny (dla zwinnego można i w godzinę)!

Princes Street Gardens


Miejskie ogrody przy Princes Street dzielą się na dwie części: East Gardens, rozpościerające się między Waverly Train Station a National Gallleries of Scotland, oraz West Gardens, rozpościerające się pod zamkiem, od Lothian Road po The Mound. To najkrótszy z opisywanych tu spacerów, więc można go uwzględnić w moim sugerowanym spacerze po centrum, zanim pokierujecie się w stronę stacji kolejowej, czy autobusu na lotnisko. Albo potraktować jako miejsce na lunch na świeżym powietrzu czy też przerwę między zakupami (o zakupach będzie oddzielny odcinek) – gdy pracowałam w sklepie z pamiątkami, chodziłam tam z kocykiem na moje lunchowe przerwy. Z West Gardens można było urokliwą ścieżką po zboczu (które wiosną pokrywa się dywanem żółtych żonkili) wyspinać się pod sam zamek. Niestety rok temu ją zamknięto i do tej pory nie otworzono. Pod zamkiem w West Gardens stoi też słynna fontanna (gdy pierwszy raz zawitałam w Edynburgu była brązowo-złota, ale niedawno odnowiono ją rzekomo wedle oryginału i jest zielona, co niespecjalnie przypadło mi do gustu) i pomnik niedźwiedzia Wojtka. W granicach East Gardens stoi natomiast Scott Monument: drugi najwyższy pomnik postawiony pisarzowi, na którego szczyt można się wspiąć – co, w przeciwieństwie do Nelson Monument, polecam, mimo że nie jest to najtańsze (£8) i nie zaleca się nikomu z klaustrofobią – ostatnia klatka schodowa jest wybitnie ciasna; widok z góry jest jednak wart zachodu, szczególnie w grudniu, gdy poniżej rozpościera się Świąteczny Market (o nim też będzie oddzielny odcinek).

Holyrood Park


Gdy tylko dopisuje pogoda (a wbrew pozorom dzieje się to częściej niż rzadziej), moim sprawdzonym spacerowym poleceniem jest wędrówka na szczyt Artura (tj. Arthur’s Seat), wygasłego wulkanu, skąd rozpościera się przepiękny widok na cały Edynburg, East CoastPentland Hills, zatokę Firth of Forth i Fife po jej drugiej stronie. Na Artura prowadzą trzy różne ścieżki (TUTAJ możecie na nie zerknąć) i o ile tylko jest sucho, żadna nie stanowi szczególnego wyzwania, pod warunkiem że założy się odpowiednie obuwie. Bez wygodnych butów może skończyć się źle, szczególnie w okolicach szczytu – to niby centrum miasta, ale jednak bardzo dzikie. I żeby uniknąć gorzkich zawodów: wbrew temu co sugeruje nazwa, na szczycie nie uświadczycie żadnego tronu czy siedzenia (a spotkałam już cały sztab turystów, którzy takowego oczekiwali) – to zwykły szczyt wulkanicznej góry jest.
Sam Holyrood Park ma w sobie do zaoferowania więcej niż sam szczyt Artura. Wciąż ubolewam nad faktem, że po pożarach z początku 2019 roku na stałe zamknięto ścieżkę pod Salisbury Crags, bo była to moja ulubiona (i najłatwiejsza) trasa na spacery o zachodzie słońca. Aktualnie po ładny widok od strony miasta trzeba się wspiąć na ich szczyt. Co bynajmniej nie jest złe: po prostu zabiera nieco więcej czasu. To spacer krótszy niż na sam szczyt Artura i gwarantuje bliższy widok na miasto – ale już bez widoku na drugą część zatoki.
Holyrood Park można też obejść (lub obiec, jeśli cieszy was jogging) dookoła, zaczynając spod pałacu (w prawo bądź lewo) wzdłuż Queen’s Drive – to też świetna opcja na spacer po deszczu, gdy nie chcecie zrujnować sobie obuwia błotem lub złamać nogi na bardziej dzikich ścieżkach (które prowadzą przez środek parku i na szczyt Artura). Mnie taki spacer zazwyczaj zajmuje około godzinę, a widoki, szczególnie od strony Duddingston Village wcale nie są gorsze od tych z Cragsów czy samego szczytu.


Dean’s Village & Stockbridge


Dean’s Village i Stockbridge to jeden z moich najczęstszych spacerów i jeden z obowiązkowych gdy ktoś mnie odwiedza, szczególnie w niedzielę – to mój tak zwany niedzielny klasyk. Rozpoczynam z ogrodów przy Princes Street lub King’s Stables Road, przechodząc prosto w Queensferry Street, aż pod sam Dean’s Bridge (można o niego zahaczyć, bo oferuje ładne widoki z obu stron; ja pomijam, bo przechodzę przez niego regularnie w drodze do moich przyjaciół mieszkających po drugiej stronie), gdzie odbijam w lewo, w dół, do Dean’s Village: przez Bells Brae, w Hawthornbank Lane, mostkiem na drugą stronę w Damside i z powrotem na Bells Brae, skąd odbijam w Miller Row w stronę Stockbridge – to mój ulubiony i najczęściej uczęszczany fragment Walk of Leith. Spacerkiem przez Stockbridge, najlepiej z przystankiem na niedzielnym markecie, gdzie można zjeść coś pysznego. Zależnie od pogody można też przejść się po Inverleith Park, skąd rozpościera się ładny widok na centrum, schować się w jednej z kawiarni (o nich szerzej w innym odcinku) lub zrobić rundkę po licznych, lokalnych charity shopach. Moja droga powrotna do centrum zawsze prowadzi przez Circus Lane, jedną z najpiękniejszych (według mnie) uliczek w Edynburgu.

Botanical Gardens


Ogrody Botaniczne w Edynburgu są darmową atrakcją, jedyne za co trzeba zapłacić to wizyta w palmiarni, ale według mnie jest ona jak najbardziej warta swojej ceny (£7). Przed wizytą warto sprawdzić godziny otwarcia, bo ogrody nie są czynne całą dobę. Ja swój spacer do ogrodów zaczynam zazwyczaj pod National Galleries of Scotland, przez New Town (tj. Hanover Street) aż do wschodniej bramy ogrodów (tj. East Gate przy Inverleith Row). Po ogrodach spacerować można wedle życzenia, uwzględniając lub omijając palmiarnię. Na ich terenie, w The Botanic Cottage organizowane są regularne wydarzenia, zazwyczaj edukacyjne dla zamkniętych grup, ale niektóre bywają otwarte dla szerszej publiki – sama nie byłam, więc nie wiem czy warto, ale odnotować nie szkodzi. Przy zachodniej bramie (która jest głównym wejściem przy Arboretum Place) znajduje się bardzo fajny sklep z pamiątkami, gdzie poza zwyczajowym, sprzyjającym turystom asortymentem, można też zaopatrzyć się w piękne, doniczkowe rośliny. To też zazwyczaj moja droga wyjściowa: przez West Gate prosto w Inverleith Park, a stamtąd przez Stockbridge i New Town z powrotem do centrum.

Walk of Leith


Walk of Leith to ścieżka prowadząca (mniej więcej) brzegiem Water of Leith, z Balermo aż do Leith i odwrotnie – jej cała długość wynosi ponad 12 mil. Muszę przyznać, że nigdy nie przeszłam jej całej, ale niektóre fragmenty odwiedzam dość regularnie, jak chociażby wspomniana wyżej trasa z Dean’s Village do Stockbridge. Stosunkowo często pokonuję też fragment od wysokości ogrodów botanicznych (tj. w Canonmills schodzę na ściężkę w Warriston Road) aż po samo Leith i z powrotem. Przyjemnym spacerem jest też fragment od Dean’s Village w drugą stronę, do Scottish Galleries of Modern Art, które same w sobie są świetnym punktem docelowym (o tym szerzej w kolejnym odcinku). Walk of Leith to generalnie świetna spacerowa alternatywa, gdy macie ochotę ominąć nieco zgiełk miasta.

Morningside


Blackford Hill jest jednym z siedmiu edynburskich wzgórz, na które warto wejść w poszukiwaniu widoków. Sugeruję obrać je jako główny cel spaceru po Morningside: nieco bardziej dystyngowanej dzielnicy Edynburga, którą sama zaczęłam odkrywać stosunkowo niedawno i uważam za bardzo atrakcyjną (ale inna sprawa, że dla mnie każda część Edynburga jest na swój sposób fascynująca). Spacer dobrze zacząć od Meadows (które same w sobie, ze względu na bliską lokalizację, są moją najczęstszą spacerową destynacją przed lub po pracy), a na samo Blackford Hill dotrzeć albo pobocznymi uliczkami, dyskretnie zaglądając w cudze okna (uwielbiam!), albo główną ulicą (Bruntsfield Place), zahaczając o liczne sklepy, urocze kawiarenki i nieco bardziej hipsterskie knajpy. Samo wzgórze to uroczy park z rozsianymi na szczycie ławeczkami, na których można przysiąść (o ile akurat nie pizga złem) i podziwiać widok na zamek, Artura i zatokę. Mieści się też tam The Royal Observatory. W drodze powrotnej proponuję też zajrzeć do Wild West Morningside – nie jest to miejsce tak wyjątkowe, jak kiedyś być mogło i niewiele ludzi o nim wie, ale będąc w okolicy warto rzucić okiem.

Duddingston Village


Do Duddingston Village polecam wybrać się przez Holyrood Park, wdłuż Queen’s Drive (na lewo od Pałacu) i potem Jacob’s Stairs w dół – brak tam jasnych oznaczeń, ale to ścieżka odbijająca w dół tuż przed barierką z widokiem na jezioro – gdzie u stóp można zrobić sobie przerwę nad brzegiem i poobserwować ptactwo. Na lewo od jeziora (w górę The Causeway od Duddingston Kirk po przeciwnej stronie ulicy) znajdziecie też jeden z najstarszych pubów w Edynburgu – The Sheep Heid Inn: polecam, dobre jedzenie tam dają. Samego jeziora nie można niestety swobodnie obejść dookoła, trzeba przespacerować się wzdłuż głównej drogi, ale że Duddingston Village jest malowniczą częścią miasta, nie jest to szczególnie bolesne doświadczenie. Po drodze można zajrzeć do Dr Neil Garden (mnie jeszcze ta przyjemność czeka, bo za pierwszym razem nie byłam świadoma jego istnienia, za drugim razem trafiłam na dzień zamknięty, a teraz wizytę uniemożliwia wirus). Drogę powrotną proponuję przez Innocent Railway, która prowadzi wyasfaltowaną ścieżką od jeziora, przez podziemny tunel aż pod samego Artura (i.e. okolice Holyrood Park Road, co dla mnie stanowi już granice centrum). Długo nie miałam o tym tunelu pojęcia, a to całkiem fajna trasa spacerowa.


Cramond Island


Na hasło „plaża w Edynburgu” w pierwszej kolejności na myśl przychodzi Portobello, ale tam bywam rzadko (żeby nie powiedzieć, że prawie wcale): to niebrzydka plaża z promenadą, owszem, ale nie ma w niej nic wyjątkowego. Moje serce od przeszło trzech lat tkwi zakotwiczone na Cramond Island: wyspie, na którą przy odpływie można się dostać suchą stopą, a na którą z centrum najlepiej dotrzeć autobusem linii 41, wysiadając na przystanku Cramond Glebe Rd. Spacerkiem wzdłuż Cramond Glebe Road, mijając po prawej urocze Cramond Kirk z przepięknym cmentarzem i ruinami, dotrzecie do Cramond Village, gdzie po prawej znajduje się Cramond Inn (całkiem klimatyczny pub z nienajgorszym menu), a po lewej urokliwa The Blue Easel Gallery, gdzie można zakupić ładne, oryginalne pocztówki. Z końca ulicy widać już zatokę i samą wyspę. Czasy przypływów i odpływów najlepiej sprawdzać online TUTAJ – tabelki z odpowiednimi datami / czasami wiszą też przed zejściem na ścieżkę. Wyspę można przejść w jakiejkolwiek konfiguracji – wzdłuż brzegu, przez górkę z widokiem, przez lasek (gdzie mieszczą się ruiny kamiennej, pasterskiej chatki i miejsce na dziki biwak), aż do opustoszałych bunkrów z II wojny światowej po przeciwległej stronie, i z powrotem. Po powrocie na stały ląd, fajnie jest się też przejść ścieżką wzdłuż rzeki Almond pod Cramond Falls, gdzie nieopodal stoi przeurocza kawiarenka Cramond Falls Cafe – można tam dostać niezłą kawę i przepyszne, świeżo wypiekane, cynamonowe scone’y! A jeśli pogoda pozwala i nie macie jeszcze dość, można powędrować ścieżką wzdłuż rzeki jeszcze dalej, aż po Cammo Estate, które samo w sobie stanowi świetne miejsce na spacer, i stamtąd łapać autobus powrotny do centrum (np. linii 31).

Braid Hills


W oryginalnej wersji tego odcinka nie planowałam pisać o 7 edynburskich wzgórzach (mimo że cztery z automatu i tak tu wylądowały: Castle Rock, Calton Hill, Arthur’s Seat i Blackford Hill). Ale potem wydarzyła się pandemia, porządnie wkręciłam się w poranne spacery i… bezpowrotnie zakochałam się w Braid Hills. Zaraz po Cramond to teraz moje najszczęśliwsze miejsce w Edynburgu. W słoneczne poranki (których podczas izolacji nam, o ironio, nie brakuje) chodzę tam z moją ulubioną kawą (Machina, polecam wszem i wobec) i kindle’m, siadam na mojej ulubionej ławce i chłonę ten widok (ze zdjęcia), czując jak wdzięczność wypełnia mnie po same czubki palców! To jeden z moich najdłuższych (3h minimum), ale i najukochańszych spacerów: zaczynam go jak wyżej opisywany spacer po Morningside: przez MeadowsBruntsfield Place, Morningside Road, aż w Braid Road, skąd odbijam w Hermitage of Braid, moje leśne sanktuarium. Choć przez miasto przemykam zazwyczaj dość żwawym krokiem i w słuchawkach na uszach, to tutaj zawsze lądują one na szyi, a mój krok z automatu znacząco zwalnia, bo kojący szum strumyka i wiosenny śpiew ptaków to najlepsza forma medytacji! Na ulubioną ławeczkę docieram zazwyczaj wzdłuż Lang Linn Path i naokoło pola golfowego, a po kawce i kontemplacji widoku / przeczytaniu kawałka książki, wracam do Hermitage of Braid przez niesamowicie zieloną Howe Dean Path (koło której zawsze pasą się białe konie przypominające nosorożce). Do domu wracam różnie: czasem mniej uczęszczanymi uliczkami Morningside, czasem przez Blackford Hill i Marchmont albo Newington.
A skoro rozpisałam się już tutaj o 5 wzgórzach, to krótko wspomnę i o dwóch pozostałych. Craiglockhart, które samo w sobie nie jest szczególnie wyjątkowe (choć widoki oczywiście oferuje niebrzydkie: w Edynburgu naprawdę trudno o zawód w tej kwestii), może być cudownym spacerem jeśli dotrzecie tam deptakiem wzdłuż Union Canal (kóry zaczyna się na West Port, koło Tesco). Corstorphine Hill, które graniczy z edynburskim ogrodem zoologicznym (więc można na przykład podpatrzeć kangury), oferuje piękne leśne ścieżki, których (poza wspomnianym Hermitage of Braid) w Edynburgu zbyt wielu nie ma. Jest tam też punkt widokowy nazwany „Rest & Be Thankful”, który uważam za rozczulająco szkocki. Rozkaz to rozkaz, trudno nie przysiąść z uśmiechem!