25/12/2020

Czego nauczył mnie 2020

Internet tonie w memach jaki ten 2020 straszny, przerażający i jak dobrze, że wreszcie się kończy. Ludzie robią podsumowania strat i modlą się by przyszły rok był choć trochę lepszy. A ja siedzę zakopana pod kocykiem z kubkiem gorącej czekolady w ręce i zastanawiam się czy ten z piekła rodem rok nie jest przypadkiem jednym z najlepszych w moim życiu… czyżby życie znowu spłatało mi figla? Czy ja w ogóle mogę to głośno powiedzieć? Ogłosić pogrążonemu w rozpaczy światu, że jestem w 2020, mimo wszystko, szczęśliwa?



O ile 2019 świadomie zaplanowałam sobie jako rok intensywny i ekscytujący (i takim też był), tak na 2020 szczególnych nadziei i planów nie miałam – co najwyżej planowałam go jako rok spokojniejszy. Wyszło gdzieś pomiędzy. Wyjazdowo się rzecz jasna nie popisał (choć kilka fenomenalnych wycieczek i tak zaliczyłam), ale wewnętrznie zaserwował mi tyle rewolucji i zmian (na lepsze), że naprawdę ciężko byłoby go nazwać rokiem spokojnym. A jednak, spokojniejszej głowy jak teraz, to ja jeszcze nigdy w życiu nie miałam.

To nie tak, że od stycznia do grudnia była sielanka. Bynajmniej! Po prostu, w ostatecznym rozrachunku ilość szczęścia – tego prawdziwego, niewymuszonego, organicznego – i zysków, przeważyła nad wszelkimi nieszczęściami i stratami.

Chyba dla każdego z nas 2020 był w jakimś (mniejszym lub większym) stopniu życiową lekcją. Mnie z pełną mocą uświadomił następujące oczywiste oczywistości:

 

Niewiele trzeba

Pozamykane kina, puby, muzea, restauracje i galerie, odwołany festiwal, odłożone na nieokreślone później wycieczki, koncerty, wesela i odwiedziny. Tak długo jak mam za co żyć i z kim dzielić swoją prostą, nieskomplikowaną codzienność, wszystko inne nie za bardzo ma znaczenie. Jasne, że tęsknię i chcę żeby wszystko (kiedyś, oby niedługo) wróciło do normy. Ale naprawdę daleko mi do rozpaczy. Bo podstawowe potrzeby (i to nawet w nadmiarze) mam zapewnione. Nie mówiąc już o tym, że dopisało mi szczęście i wstrzeliłam się ze swoimi nielicznymi wycieczkami w pandemiczne obluzowania.

 

Dbanie o przestrzeń to podstawa

Tak samo fizyczną jak i mentalną. Pandemia z mocą uświadomiła mi, jak niesamowicie ważne jest mieszkanie w miejscu, gdzie czujesz się bezpiecznie, gdzie rutyna i szara codzienność cię nie przeraża, a okolica uspokaja. Gdzie masz wygodne łóżko, swój własny kąt, odpowiednio wyposażoną kuchnię i ulubione miejsca na krótsze i dłuższe spacery. Nie wyobrażam sobie tej pandemii (a już szczególnie lockdownu) w moim maciupeńkim pokoju w Londynie, czy w naszym mieszkaniu w Polsce. Czystki jakie na przestrzeni ostatnich lat przeprowadziłam w gronie znajomych też miały tu niemałe znaczenie. Mogłam spokojnie zapaść się w mojej komfortowej bańce i wszystko co złe „przezimować”. Odpowiednie wsparcie psychiczne (nieważne czy twarzą w twarz czy na odległość) to podstawa dla spokojnej głowy.

 

Liczą się drobiazgi

Nauczenie się cieszenia z drobiazgów to chyba jedna z najważniejszych umiejętności jakie w życiu nabyłam, prawdziwy game changer. Potrafiłam cieszyć się nimi na długo przed pandemią i chyba właśnie dlatego – choć niewątpliwie w pierwszej fazie i mnie wytrąciła z równowagi – mnie nie złamała. Z niemałym zaskoczeniem odkryłam też, że czasami, gdy skupiasz się na tych drobiazgach, na tej zwykłej, nieskomplikowanej, ale całkiem przyjemnej codzienności, gdy doceniasz to co masz, a nie spodziewasz się żadnych wiekopomnych cudów, w twoim życiu dzieją się prawdziwie wielkie rzeczy.

 

Nie bierz niczego za pewnik

Pamiętam jak jakieś półtora roku temu, nad kubkiem mocnej, owocowej herbaty, dowodziłam przyjaciołom, w jakiej to super branży pracuję, że cokolwiek by się nie działo, pracy w turystyce i obsłudze klienta zawsze będzie pod dostatkiem, już szczególnie w takim mieście jak Edynburg. Ha, ha, ha, roześmiał mi się w twarz rok 2020. Gdyby nie to, że zatrudnia mnie największy, zaraz po NHS, pracodawca w Edynburgu (tj. Uniwersytet), już dawno byłabym bez pracy i środków do życia. Naprawdę nikogo i niczego nie można brać za pewnik. Wszystko trzeba należycie doceniać, ćwiczyć w sobie sztukę wdzięczności każdego dnia. Bo naprawdę nigdy nie wiesz co przewrotny los ci sprezentuje.

 

Wszystko jest w twojej głowie

Najwięcej w twoim życiu, a już na pewno to jak je odbierasz i traktujesz, zależy od tego, co masz w głowie. Wszystko zaczyna i kończy się pod twoją czaszką, dlatego jeśli planujesz wprowadzać w rzeczywistość jakiekolwiek zmiany czy rewolucje, powinnaś / powinieneś zacząć od swojej głowy i swojego myślenia. To można zrobić wszędzie, zawsze i często bez nadprogramowych kosztów. Czasem wystarczy poświęcić sobie samemu trochę więcej czasu i uwagi. Wsłuchać się we własny – na co dzień zahukany bodźcami z zewnątrz – głos, swoją intuicję. Przekierować to zrozumienie i miłość jaką chętnie okazujesz innym na siebie.

 

A wy jakie życiowe lekcje wynieśliście z tego strasznego 2020?