01/09/2011

Pobudka!

Wracam na ziemię. Odzwyczaiłam się od pełnego domu i chociaż trochę już mi się tęskniło, to dziesięć minut po przekroczeniu progu domu już miałam ochotę uciekać. Drzwi do mojego pokoju ponownie zyskały wymiar niezastąpionych, ledwie zipiąca wieża i głośniki przy laptopie znowu zaczynają działać na pełnych obrotach. Mój pokój z pewnością odżyje. Znowu awansował na niezawodną ostoję/moje własne królestwo.
Powrót rodzinki sprawił, że po dwóch miesiącach spychania mojego mentalnego bałaganu na boczny tor, wreszcie znalazłam chwilę, żeby stawić mu czoła. Spędziłam wieczór zamknięta w pokoju, przy herbacie, waniliowych świeczkach, pamiętniku i sączących się z laptopa, wolniejszych kawałkach, tym samym obiecując sobie zwolnić tempo i w końcu poświęcić czas na to wszystko, co odkładam z dnia na dzień…
Niewiele zdjęć wyszło spod mojej ręki w te wakacje. Zgranie moich pomysłów z modelkami i czasem szło wyjątkowo opornie, więc powstało jedynie kilka autoportretów. Autoportretów, które, jak zawsze, znaczą dla mnie więcej niż inne zdjęcia: bo często odzwierciedlają to, co siedzi w mojej głowie. A nierzadko jest to coś, czego sama jeszcze nie dostrzegam, lub co podświadomie spycham w  najciemniejszy zakątek świadomości…

Turn It Off

Czasami obawiam się własnej wyobraźni. Własnych emocji i uczuć. Czasami wydaje mi się, że moja głowa eksploduje: z radości, złości, miłości, zachwytu, euforii lub smutku. Lubię trwać w twórczym uniesieniu, bez względu na to jak mało twórcza rzecz z niego wynika.  Czasami wydaje mi się, że moje pomysły nie mają końca, a innym razem mam wrażenie, że wszystko co wymyślam nie ma najmniejszego sensu. Jedyne, co nigdy się nie zmienia, to poczucie, że muszę się jakoś wyrażać.


Czuję, że twórczo się w te wakacje nie popisałam (co nie oznacza, że moje wakacje nie były owocne w innych dziedzinach). Może więc czas zmusić się do poszukiwania jakiś nowych inspiracji w ciszy i spokoju, z dala od komputera… (;