31/07/2017

2017: kadry lipcowe

W lipiec wbiegłam z mentalną zadyszką, która szybko przerodziła się w nieprzyjemny, przewlekły mentalny stan zapalny. Na szczęście z pomocą przyszła fajniejsza praca, brat i lody z Haagen Dazs na promocji – pomagały, choć niewątpliwie tylko powierzchownie.
Tak czy siak, lipiec nie był zły.






Poszwendałam się trochę po cmentarzach.
Poczytałam w ulubionym miejscu.
Uraczyłam się pysznymi pierożkami na Stockbridge Market.
Na spacerze przez urokliwą Circus Line, zlało mnie do suchej nitki.
Wpadłam nawet do muzeum.


Po pracy czas, w miarę możliwości, spędzałam aktywnie.
Wolne dni z Wojciechem nie bardzo nam się stykały, ale kilka wypadów i przyjemnych wieczorów udało nam się razem zaliczyć. Już strasznie tęsknię!


Obleźliśmy Artura z drugiej strony – dotąd nam nieznanej. Śmiem twierdzić, że jest ładniejsza (a już na pewno mniej zatłoczona) niż ta od strony centrum.


Duddingston loch.


Tutaj nawet prowincjonalne toalety są urocze.
Wojciech, a w tle moje kochane Cramond.
Lubię Szkocję. Bardzo.
Choć nie będę ukrywać, że ciężkie chwile też bywają.