19/10/2019

2019: Piątka września


1.    W przypływie bliżej niesprecyzowanej inspiracji początkiem września kupiłam w Ikei swojego pierwszego, żywego, doniczkowego kwiatka. W miejsce tego, który w spadku po poprzedniej lokatorce, po roku mojej (niezamierzonej, ale jednak) tortury, na wiosnę w końcu wyzionął ducha. Może ten, jako że własny, przetrwa dłużej? Popatrzyłam na niego ostatnio i pomyślałam, że być może ten spontaniczny zakup był symbolicznym wyrazem mojej chęci zapuszczenia tu korzeni. No dobra, ale co z tym Brexitem, pytają. Nie przejmuję się nim na zapas (bo przecież i tak WCIĄŻ nic nie wiadomo na pewno…), ale pre-settle status sobie ogarnęłam, bo lepiej dmuchać na zimne (choć sądząc po tym co się odpierdala, są spore szanse że za jakiś czas może być on nic niewarty). Prawdziwie martwić się zamierzam dopiero wtedy, gdy ktoś faktycznie każe mi się stąd wynosić.


2.  Ten lemur wylegujący się do słońca to ja w każdy słoneczny dzień w Szkocji, szczególnie gdy mam wolne. Pisałam już o tym między wierszami, ale naprawdę nigdy i nigdzie wcześniej nie doceniałam słońca tak bardzo jak doceniam je tu i teraz. I to doceniam w najprostszy z możliwych sposobów: spacerem, posiedzeniami na ławce w parku czy w moim oknie. Łapię tę witaminę D i uśmiecham się do życia, bo jest cudowne w ten najprostszy sposób. A wygrzewające się do słońca lemury miałam okazję podziwiać dzięki mojemu szkockiemu team-leaderowi, który zabrał mnie do Safari parku koło Stirling w nasz wspólny dzień wolny – aktywne dni wolne są najlepsze! A Szkoci albo są naprawdę zajebiści, albo mam niebywałe do nich szczęście.


3.  Moją trasę Simulation Theory zakończyłam w wielkim stylu, bo na barierce z Sybil i Caroline, moim sprawdzonym, koncertowym towarzystwem. Po sześciu koncertach (siedmiu, jeśliby wliczyć w to grudniowy RAH) wreszcie poczułam się gotowa pożegnać Murpha i wyczekiwać czegoś nowego. Trasy, płyty, cokolwiek sobie tam Matt nie wymyśli. Sybil wróciła z Birmingham ze mną do Edynburga, gdzie spędziłyśmy kilka dni na intensywnym (typowym dla każdego odwiedzającego mnie osobnika) zwiedzaniu. Przeszczęśliwa jestem, że odpowiedziałam w zeszłym roku na jej wiadomość na forum, kupiłam jej bilet do Madrytu i postawiłam koło siebie przy barierce. Od tamtego koncertu jest z niej prawdziwy 1st row junkie! No i świetny z niej człowiek, na pewno zobaczymy się jeszcze na nie jednym koncercie.


4.  Stara znajoma z naszego krakowskiego Creative Writing też wpadła do Edynburga i znalazła czas na spacer i Guinnessa w moim towarzystwie. Niezmiernie mi miło, że hasła tak zajebiste jak Edynburg, Szkocja i Muse wielu moim znajomym kojarzą się automatycznie ze mną. Miło mi też bardzo, gdy ludzie sami chcą spędzać ze mną (lub choćby z moim bazgroleniem tutaj) czas. Poza tym wciąż uwielbiam oglądać reakcje ludzi na moje ukochane miasto. To chyba nigdy mi się nie znudzi. Dzięki Kasia!


5.  Próby odgadnięcia, co jest czym na panoramie Edynburga zostało niedawno moim nowym, ulubionym hobby. Gdy jeszcze można to robić na ławeczce w słoneczku z nie byle kim, to już w ogóle kwintesencja szczęśliwości! Małe przyjemności, oj tak, tak, niech to wszystko trwa i trwa! Poza odpowiednimi ludźmi i względnym porządkiem w głowie (a to szczęśliwie w tym roku odhaczyłam) naprawdę więcej mi do szczęścia dziś nie trzeba.