05/03/2011

Przepaść

Codziennie rano wita mnie cichy, ciepły, znajomy głos. Dzień dobry kochanie. Gładzisz mnie po policzku, całujesz w czoło, pytasz jak się spało. Niezdarnie odnajdujesz moje usta i na kilka długich chwil oboje zapominamy o Bożym świecie. Śniadanie jemy we troje. Ty, Ja i Gaja, najcudowniejszy labrador pod słońcem.
Codziennie po pracy wita mnie znajome szczekanie i ciepły, znajomy głos. Cześć kochanie. Obiad zawsze jemy we dwójkę. Gaja ma wtedy przerwę i gania po ogrodzie. Nie lubisz, gdy milczę, choć to nieładnie rozmawiać przy stole. Zawsze z ulgą uśmiechasz się, gdy napomknę, że obiad jest pyszny.
Codziennie wieczorem usypia mnie cichy, ciepły, znajomy głos. Dobranoc kochanie. Gładzisz mnie po policzku, kciukiem badasz znajomy kształt moich ust. Biorę Cię za rękę, zamykam oczy i oboje odpływamy w świat niebytu. Zjednoczeni.

Lubisz gładzić mnie po dłoniach, gdy w deszczowe wieczory siedzimy przed kominkiem i wsłuchujemy się w iskrzenie płomieni i dźwięk kropel uderzających o dach naszego domu. Uwielbiam gładkość twoich dłoni, szepczesz mi do ucha.
Czasami opowiadam Ci jak wyglądał mój dzień. Jesteś wdzięcznym słuchaczem. Na twojej twarzy zawsze widać skupienie i ciekawość. Zawsze wyczujesz, że nie powiedziałam Ci wszystkiego. Zadajesz pytania tylko wtedy, kiedy są potrzebne. Nigdy nie jesteś natarczywy. Czasami widzę zmarszczki na Twoim czole i wiem, że coś Cię trapi, ale nie dopytujesz, jeśli wiesz, że nie mam ochoty już rozmawiać.
To ja częściej się odzywam. Nieraz cały długi wieczór prowadzę monolog, a ty siedzisz koło mnie, bawisz się moimi długimi palcami i słuchasz. Uwielbiam brzmienie twojego głosu, mówisz, gdy kończę.
Czasami prosisz, żebym położyła głowę na Twoich kolanach. Zawsze wtedy rozwiązujesz moje długie, ciemne włosy i bawisz się skręconymi kosmykami. Uwielbiam lekkość twoich włosów.
Czasami wychodzimy gdzieś razem. Zawsze we troje. Ja po twojej lewej stronie, Gaja po prawej. Zawsze trzymasz mnie za rękę. Udaję, że nie zauważam ciekawskich spojrzeń ludzi, którzy nas mijają. Udaję, że nie dostrzegam tego politowania na twarzy mojej znajomej, która przechodzi na drugą stronę ulicy, żeby nie musieć się ze mną witać. Idę koło ciebie i myślę tylko o tym, że mnie kochasz.
Często to powtarzasz. Kocham Cię. Kocham smak twoich ust. Kocham zapach twoich włosów. Kocham woń twoich perfum. Kocham tą bliznę na prawej skroni. Kocham tą wystającą kość na karku. Kocham twoje wiotkie ramię. Kocham zapach twojej skóry. Kocham twoje znamię na ramieniu. Kocham kształt twoich ust, gdy uśmiechasz się przez sen. Kocham dźwięk twojego śmiechu. Kocham dźwięk twojego płaczu. Kocham, gdy mówisz, że mnie kochasz.
Czasami tak bardzo chciałbym Ci pokazać, jaki jesteś piękny. Chciałabym Ci pokazać jak piękny jest twój uśmiech o siódmej rano i o siódmej wieczór. Jak pięknie lśnią twoje brązowe włosy w blasku zachodzącego słońca. Jak uroczo sterczy Ci ten niesforny kosmyk, jak korzystnie wyglądasz, gdy przechylasz głowę w prawą stronę, jak uroczo unosisz brwi, gdy coś Cię dziwi. A najbardziej chciałbym pokazać Ci nieskończony błękit twoich oczu, w którym nie mogę się zatopić…
Zawsze jesteś w stanie wyczuć, gdy mam zły humor. Zawsze wiesz, kiedy zbliża się kryzys. Przepraszam. Powtarzasz to wtedy bezustannie, bez powodu. Nie widzisz moich łez, ale wiesz, że płaczę, bo unikam twojego dotyku, nie pozwalam, aby twoje zgrabne, wprawne palce poczuły wilgoć na moich policzkach. Chciałbym Cię kiedyś zobaczyć i szczerze powiedzieć, że jesteś najpiękniejszą kobietą na ziemi. Tak bardzo boli, gdy próbujesz mnie pocieszać. Tak bardzo boli, gdy wiesz, dlaczego jestem smutna. Tak bardzo boli, gdy myślisz, że to Twoja wina, że jesteś niewystarczający…
Jesteś najwspanialszym mężczyzną na świecie. Kochasz mnie nad życie, choć wiem, że na to nie zasługuję. Chciałabym kochać tak mocno, jak tylko Ty potrafisz. Kochać, nie widząc. Ale ja nawet nie potrafię sobie tego wyobrazić. Kocham Cię całą sobą, jak tylko najmocniej potrafię. Nie byłabym w stanie Cię zdradzić, nawet dla najszczerszego zachwytu w oczach widomego mężczyzny. Bo nikt nie ma tak pięknego wnętrza jak Ty. Nikt nie potrafi tak pięknie opowiadać o świecie i osobach, których nigdy nie widział, jak Ty. Nikt nie potrafi odwzajemnić uśmiechu, którego nie widzi, tak jak Ty. Nigdy bym Cię nie zostawiła.
 Tylko czasem tak bardzo chciałabym, żebyś mi powiedział, że Ci się podobam, żebyś z daleka widział jak szeroko się do ciebie uśmiecham, żebyś mógł biec mi na spotkanie, gdy wracam do domu, żebyś pozbył się tego napięcia i niepewności zanim nie dotkniesz znajomych części mojego ciała… Ale najbardziej chciałabym, żebyś zachwycił się zielenią moich oczu, żebyś umiał spojrzeć w nią głęboko, żebyś pozwolił mi zatopić się w swoim niedostępnym, martwym błękicie…

To nie przepaść nas dzieli,
Lecz zamknięte powieki.
_________________________________
Opowiadanie inspirowane koncertem poezji Karola Wojtyły (2009 rok). Końcowy cytat to słowa niewidomego, który śpiewał poniższy wiersz, wzbogacony we własne przemyślenia.
Stukając białymi laskami w bruk stwarzamy dystans nieodzowny.
Kosztuje każdy krok.
W pustych źrenicach wciąż umiera świat do siebie samego niepodobny:
świat złożony nie z barw,
lecz z łoskotów (kontury, linie szmerów).
Pomyśl, z jakim trudem dojrzewa się do całości,
gdy zawsze tylko część zostaje
i tę część musimy wybierać.
O jakże chętnie każdy z nas wziąłby cały ciężar człowieka,
który bez laski białej obejmuje od razu przestrzeń!
Czy zdołasz nas nauczyć, że są krzywdy inne prócz naszej?
Czy potrafisz przekonać, że w ślepocie może być szczęście.
~ Karol Wojtyła „Niewidomi”