14/06/2011

Burning issue...?

Znacie to uczucie? Piekące, palące, irytujące, nie pozwalające Wam usiedzieć na miejscu? W pierwszym odruchu zawsze mam ochotę je skutecznie znokautować. Potem mam ochotę dać mu wolną rękę i działać, a w efekcie końcowym zawsze miotam się miedzy jednym i drugim, nie mogąc znaleźć sobie miejsca.
Paląca potrzeba zmiany.


Nie, żadna przeprowadzka, żaden związek, żadna drastyczna zmiana w wyglądzie, żadne nowe znajomości, wycieczki, życiowe próby, niezapomniane przeżycia i tym podobne. Nie o taką potrzebę zmiany mi chodzi. Takową, póki co, odkładam sobie w czasie i przestrzeni na inny moment. Chodzi o zmiany subtelne, wewnętrzne, indywidualne. Poniekąd trudne.

Bo jednak wciąż jestem „w ruchu”. Buduję sobie solidne fundamenty własnej osobowości, ale bardzo ślamazarnie i fragmentarycznie. Są we mnie elementy które już pewnie nigdy nie ulegną zmianie, ale są i takie, które zmieniają się non stop, lub zmian ciągle wymagają. Bo jednak dalej błądzę, dalej szukam, dalej potrzebuję chwilowych fascynacji, przelotnych doświadczeń - podświadomie szukam sobie bodźców, które potencjalnie mogą wpłynąć na moją osobowość. Dokształcą ją, uzupełnią. Wciąż daleko mi do kompletnej jednostki – w końcu ta paląca potrzeba zmian nie bierze się z powietrza.
Nic nie bierze się z powietrza. Czasem minie sporo czasu zanim to do nas dotrze, ale wszystko ma jakiś cel. Albo przynajmniej kiedyś takowy zyska. To jest jedna z moich najświeższych, złotych myśli.
Jeszcze nie wiem co z tą palącą potrzebą zrobię. Może ją zduszę, a może jakimś cudem przetransformuję na motywację do subtelnego działania.  Na razie miotam się sama w sobie, niepewna tego kim byłam, jestem i będę. Ale kiedyś na pewno to rozgryzę.