11/06/2012

Idealny Facet Dla Mojej Dziewczyny

Lubię pozytywne, filmowe rozczarowania. Patrząc przez pryzmat tych najbardziej rozreklamowanych filmów, opinia o polskim kinie (w kryteriach artystycznych) nie jest specjalnie pochlebna – nasze kino zdaje się zamykać, albo w śmiertelnie poważnych, patriotycznych obrazach wojennych, albo w nieudanych, żenujących komediach romantycznych, gdzie królują patetycznie sztuczne dialogi. 
Osobiście jednak twierdzę, że w Polsce (mimo wszystko) robi się dobre kino i nie po raz pierwszy to tutaj zaznaczam. Wydaje mi się bowiem, że aby dostrzec ten „dobry” aspekt, nie wystarczy włączyć telewizor i przeczytać zapowiedź w Tele-tygodniu. Najlepsze (moim skromnym zdaniem) tytuły przechodzą bez zbędnego szumu w mediach.
Tym razem jednak jest zgoła inaczej. Film, o którym piszę wywołał dość skrajne emocje, więc śmiem twierdzić, że jest dość kontrowersyjny i, moim jakże skromnym zdaniem, mocno niedoceniany.


Idealny Facet Dla Mojej Dziewczyny, sugerując się ocenami użytkowników filmweb’a jest filmem w najlepszym wypadku „średnim”. Ludzie zarzucają, że to kolejny żenujący obrazek, dla którego nie warto wychodzić z domu. Do mnie takie opinie nie przemawiają – jestem bowiem zagorzałym zwolennikiem wyrabiania sobie własnych. A do obejrzenia tego tytułu motywację miałam pierwszorzędną, bo od samego Dorocińskiego. I bynajmniej nie żałuję, bo film okazał się jednym z tych (absolutnie przeze mnie uwielbianych) „pozytywnych rozczarowań”. Dostał ode mnie ósemkę i wylądował w ulubionych.
Dlaczego?
Dla mnie to cudowna satyra naszego społeczeństwa - przerysowane karykatury naszych narodowych wad i bolączek. Wyolbrzymione stereotypy, które niektórych słusznie oburzają, odkrywając tym samym, że jest w nich ziarno kłującej prawdy. Jedyny motyw, który uważam za nieudany to kolekcjonowanie gówien – nie bawią mnie takie żarty, wydają mi się za bardzo na siłę. Jednak cała reszta komediowej koncepcji, jak najbardziej do mnie przemówiła. Bo w gruncie rzeczy to komedia gorzko-słodka. A ja umiejętność wyśmiewania własnych wad uważam za prawdziwą sztukę!;)
Może niektórych tym stwierdzeniem zaskoczę, ale ani „Testosteron”, ani „Ladies” nie podobały mi się tak bardzo, jak „Idealny Facet…”. Być może przemawia przeze mnie mój niebanalny gust, który raz upodoba sobie prostotę, a raz zachwyci się jawnym przerysowaniem i poplątaniem z pomieszanym (nie na darmo wielbię Tima Burtona…). Nie umiem wyjaśnić, dlaczego w niektórych produkcjach odczytuję sens, którego inni nie widzą, a w innych z kolei sens, który wszyscy chwalą, mi osobiście umyka. To chyba kwestia indywidualnej percepcji świata.