07/09/2012

Niemili ludzie

Nie chodzi o charakter, chodzi o zachowanie.

Siedzę w kolejce do lekarza. Kulturalnie, nie zajmuję zbyt wiele miejsca, zdjęłam nawet słuchawki i skupiam się na kolejnym rozdziale książki. Przyczłapała starsza, tęga pani. Usiadła obok. Słyszę jak pan usadowiony po przeciwnej stronie złorzeczy na Polską Służbę Zdrowia, ale twardo skupiam się na losach książkowych bohaterów. Mlask, mlask. Mlask, mlask. To Pani po mojej lewej. Bezwarunkowo zniesmaczona podnoszę na nią wzrok. Mlask, mlask. I pioruny sypiące się z jej złowrogich oczu, bo jakim prawem ja na nią patrzę! Wspaniałomyślnie, choć nie bez trudu, przemilczam to sporadyczne "mlask, mlask".

Naprzeciwko mnie siada pan. Wiem, że to zabrzmi strasznie stereotypowo, ale skłamałabym, gdybym zaczęła opisywać go poetycznie - żul, kryminalista na urlopie i zawodowy bezdomny grzebiący za metalem i puszkami w publicznych koszach w jednej osobie. Roztacza wokół siebie tak silną firmową woń, że mi po drugiej stronie poczekalni momentalnie robi się niedobrze. I wlepia we mnie te swoje zezowate oczy, jakby pierwszy raz w życiu widział dziewczynę czytającą książkę.
A pod samym gabinetem lekarza toczy się zawzięta dyskusja wyraźnie wzburzonych głosów. Bo jak tak można traktować pacjenta. Bo za późno, bo źle, bo nie tak. Powtórka z rozrywki. Nic się nie zmienia. Godzina opóźnienia, biegiem na autobus, truchtem na praktyki.
Zdążyłam na czas! Wchodzę do biura z szerokim uśmiechem i cichą nadzieją, że firmową woń żula zostawiłam daleko za sobą.