03/09/2012

Pocahontas

Dziś będzie sentymentalnie (i z dziecięcą złością).

Moje pokolenie miało swoje ukochane bajki Disneya, które - jak to słusznie na „kwejkach”, „facebookach”, „tumblrach” i innych tym podobnych portalach zauważają - ryły psychikę i chorobliwie zawyżały odczekiwania względem płci przeciwnej.
Ale nie można było nie kochać disneyowskich kreskówek!


Po długich latach naszło mnie, żeby zobaczyć moją ukochaną „Pocahontas” w oryginalnej wersji językowej. Koniec końców trochę tego pożałowałam, bo jakkolwiek uroczy był akcent jednego z kompanów Ratcliffe’a, to główna bohaterka miała znacznie gorszy wokal od Edyty Górniak. Ale poza tym nic się nie zmieniło.
Owszem, z bajek jako-takich wyrosłam i niektóre sceny faktycznie wzbudzały we mnie bardziej śmiech niż łzy, bo swoją dziecinną naiwność jakoś przez lata (przynajmniej do pewnego stopnia) stępiłam. Ale to nie zmienia faktów: Pocahontas wciąż jest moją ulubioną kreskówką. Oglądanie tej bajki było jak półtorej godziny wyrwane wprost z mojego dzieciństwa. To były czasy! Wtedy to takie bajki się oglądało i takie bajki się wtedy kochało – proste, estetyczne, bez zbędnych efektów specjalnych, wydumanych nazw i niespotykanych miejsc, a przy tym z niegłupim, uniwersalnym i życiowym przekazem. I tu wciąż nic się nie zmieniło. John Smith dalej wzbudza we mnie pozytywne emocje… aczkolwiek do czasu.
Bowiem po stworzeniu najcudowniejszej kreskówki na świecie zachciało im się stworzyć zagmatwaną kontynuację, w której bezpretensjonalnie spieprzyli cały misterny, bajkowy wątek miłosny. Nie tylko spłycili wielkie uczucie, ale generalnie z Pocahontas zrobili zimną sukę, a z Johna Smitha zapatrzonego w czubek własnego nosa kretyna, któremu w gruncie rzeczy wcale na niej nie zależało. Może wciąż przemawia przeze mnie ta potwornie zawiedziona 10letnia dziewczynka, której druga część ukochanej bajki tak bardzo zrujnowała światopogląd, ale na miłość boską! Ja rozumiem gdyby to miał być dobrej jakości melodramat dla nieco starszych - z wyraźnie zarysowanymi, kompleksowymi postaciami, które mijają się w pewnym momencie swojego życia i podążają innymi ścieżkami. Ale to była prosta bajka, którą z zapartym tchem oglądały dziesięciolatki! Dziesięciolatki, które jeszcze bardzo chciały (choćby przez niedługą chwilę) wierzyć w wielką miłość od pierwszego wejrzenia.
Bo życie życiem, a bajka bajką.
I ja nigdy im tej drugiej części nie wybaczę. Nawet za sto lat.