14/09/2012

Życiowe paradoksy

Zbliża się szkoła. To widać, słychać i czuć.
Czarny scenariusz z końca zeszłego roku już postanowił pierwszy krok w moim sielskim, wakacyjnym życiu. Ale to nic, że z sześciu promotorów prac licencjackich znam dwóch. I to nic, że akurat u tej dwójki za nic w świecie nie chciałabym pisać najważniejszej pracy w moim dotychczasowym życiu. Przecież od czasu do czasu trzeba spróbować randki w ciemno – kto wie czy kiedykolwiek nadarzy się jakaś inna okazja. A nóż los zrzuci mi z nieba kolejnego anioła (czyt. wyjątkowo inspirującego człowieka) i przeżyję z nim piękne chwile!


Tak, przepraszam moją szanowną szkołę (tak, szkołę, bo to naprawdę uczelni nie przypomina), ale jestem cholernie twardym zawodnikiem w tej dyscyplinie. Bo „life’s a race and I’m gonna win”. Od przeszło dwóch lat, moja „ukochana” placówka edukacyjna nie ustaje w wysiłkach, żeby zniechęcić mnie do studiowania. Ale nic z tego. Do tej pory się im nie dałam i nie zamierzam tego zmieniać.  
Choć przyznaję, że kilka wieczorów temu poczułam się jak ostatni nieudacznik: jak ten podły żart w ustach sarkastycznego wszechświata. Człowiek decyduje się na studia, o których zawsze po cichu marzył. Podporządkowuje resztę swoich wybujałych marzeń, żeby dopiąć tego jednego. Nie żałuje podjętych decyzji, stara się korzystać z tego, przed czym stanął. I gdy wreszcie dojrzewa do nowej, odważniejszej decyzji, okazuje się, że wcale nie powinien podejmować tej pierwszej, która, notabene, doprowadziła go do tej drugiej.
Bo ja w ogóle nie powinnam była studiować w Polsce. Czegokolwiek. A już na pewno nie powinnam tych studiów kończyć. Szkopuł i sarkastyczna drwina wszechświata tkwi jednak w tym, że gdybym tego nie zrobiła, prawdopodobnie nigdy nie byłabym tak zdeterminowana żeby spróbować czegoś nowego, jak jestem teraz. Gdyby nie te ostatnie dwa lata, nigdy nie odważyłabym się poważniej myśleć o wyjeździe i studiowaniu za granicą. A już tym bardziej nie rozważałabym wyjazdu GDZIEKOLWIEK w pojedynkę.
Jeszcze nie wiem co z tym wszystkim zrobię i jaką ciętą ripostę wszechświatowi zafunduję, ale na pewno nie dam się bez walki. Te czasy już minęły.