27/04/2016

30 TNF: projekcje konkursowe (I)

Tradycji stało się zadość: wróciłam do Tarnowa i na tydzień zamieszkałam w kinie, gdzie w ramach Tarnowskiej Nagrody Filmowej pokazują najlepsze polskie filmy minionego sezonu. Tak, bardzo lubię polskie kino i tak, patrzę z pogardą na każdego, kto twierdzi, że Polacy filmów robić nie potrafią. Bo potrafią i z roku na rok robią to coraz lepiej.

Poniżej moje oceny pierwszych 6 filmów konkursowych.

Anatomia Zła: przeciętny
Gatunek: thriller
Nie gustuję w filmach o porachunkach mafii i politycznych układach, więc generalnie niewiele takich oglądam, a tutaj i tak odniosłam wrażenie, że oglądam coś, co widziałam wcześniej milion razy. Ładnie nakręcony i dobrze zagrany, owszem, ale nudny jak flaki z olejem. Był moment, że przysypiałam (a zdarza mi się to na filmach – szczególnie w kinie – bardzo rzadko). Po samym tytule i pierwszej scenie spodziewałam się czegoś zupełnie innego, lepszego i świeższego, a tymczasem dostałam seans zupełnie przeciętny: ani nie wniósł nic nowego, ani niczym mnie nie zachwycił. Plus jedynie za muzykę.

11 minut: przeciętny
Gatunek: thriller, psychologiczny
Jeszcze w trakcie oglądania bliska byłam sklasyfikowania go jako kompletny gniot. Przemyślałam jednak sprawę i uznałam, że to był film zbyt dziwny by go tak bezdusznie potraktować. Może nawet uznałabym go za dobry, gdyby nie moje osobiste preferencje. Bo dostrzegłam w nim to, czego bardzo dostrzegać nie lubię: niewykorzystany potencjał. Patrząc na gatunek, jest to film pod moje gusta – i owszem, mógłby nim (z powodzeniem) być, gdyby bardziej zarysowano psychologiczne portrety i nieco podkręcono tempo. Bo motyw świetny. Fabuła w gruncie rzeczy też. I nawet muzyka robiła dobrze. Ale zabrakło mi tempa (może to zamierzone budowanie napięcia; dla mnie przesadne) i wyrazistości w postaciach – nie to, że aktorzy nie dawali rady, bo dawali; po prostu można było dać im przekazać o wiele więcej.

Gatunek: komedia obyczajowa
Rodzinny przekręt pokazany na przekroju trzech pokoleń. Lekki, bardzo przyjemny dla oka, dobrze zagrany (jakby inaczej, z taką obsadą…), odrobinę przerysowany, zabawny i niezobowiązujący – dokładnie to, czego można by się po komedii obyczajowej spodziewać. Nie wymaga szczególnego skupienia, a przy tym wcale nie nudzi. Bardzo podobała mi się ta znacząca (przynajmniej w moim odczuciu), zamknięta w pierwszej i ostatniej scenie, klamra dla całości, która równocześnie tchnęła w film odrobinę teraźniejszości. Nic szczególnie zachwycającego, ale maksymalnie przyjemny seans.

Intruz: bardzo dobry
Gatunek: dramat
Cudowny, szwedzki dramat, bardzo przywodzący mi na myśl fantastyczny The Hunt. Ten sam klimat: surowy, hermetyczny, oszczędny w słowach (a mimo to wręcz krzyczący), mocno skupiony na moralnym dylemacie, cichy, refleksyjny, a jednocześnie niesamowicie napięty… świetnie i autentycznie opowiada o tym, o czym tak naprawdę opowiedzieć się nie da. Trochę przerażający, ale wyraźnie dający do myślenia. Uwielbiam tego typu filmy – nigdy nie są łatwe do przebrnięcia, bo wymagają twojej pełnej uwagi i własnej interpretacji, ale zawsze coś wnoszą, nawet jeśli jest to strach. Trochę irytowała mnie utrzymująca się do końca filmu niejasność odnośnie czynu głównego bohatera, ale takie chyba było założenie. Polecam.

Na Granicy: dobry
Gatunek: thriller
Cóż, sprawa wygląda tak, że gdy Dorociński i Chyra są na ekranie, to resztki mojego obiektywizmu idą w las i tak też się stało tym razem. W innej obsadzie film oceniłabym na słabszy, bo fabularnie – choćklimatyczny – był dość przeciętny. Napięcie odczuwalne było, ale bez obgryzania paznokci i ciarek na plecach. Piękna sceneria i kolory (moje ukochane niebieskości), ale gdyby nie to, że było na kogo patrzeć, pewnie bym się nudziła.

Moje Córki Krowy: bardzo dobry
Gatunek: dramat, komedia
To najgłośniejszy tytuł tegorocznej edycji i nie wątpię, że zgarnie jakąś statuetkę, najpewniej publiczności. Świetny komedio-dramat: piękna i bardzo autentyczna historia o życiu, śmierci i rodzinie (choć śmierci przede wszystkim). Opowiedziana z humorem i dystansem, a przy tym, oczywiście, świetnie zagrana. Moim absolutnym idolem był tutaj oczywiście Dorociński – jego postać, choć na drugim planie, kradnie cały film, więc tym bardziej polecam.