17/06/2016

2016: Praga

To nie był mój pierwszy raz w Pradze: zwiedziłam to miasto jeszcze w gimnazjum, na jednej z naszych świetnych (i do pozazdroszczenia) wycieczek szkolnych, ale wszyscy wiemy jak to jest ze szkolnymi wycieczkami – bardziej pamiętam nasz nocleg pod Bratysławą i kto z kim wtedy kręcił, niż samo miasto. Decyzję, że tam wrócę podjęłam 3 marca, gdy stanęłam przed sceną na Bercy Arenie, i to na długo przed tym zanim ktokolwiek na niej stanął. Wiedziałam, że ten jeden raz z trzeciego rzędu mi nie wystarczy i miałam rację (ba, jeszcze w drodze powrotnej z Pragi kalkulowałam i sprawdzałam czy nie dałabym rady gdzieś ich dołapać).
A Praga sama w sobie okazała się piękna.
Co prawda, tak jak przewidywałam po powrocie z Wrocławia, pogoda odpłaciła mi się za ten bezdeszczowy Londyn i pierwszy dzień w Pradze trochę mokłam. Na szczęście miałam ze sobą kropkowany parasol z Londynu.


Przyjechałam do Pragi wcześnie rano, więc miałam stosunkową przyjemność z przespacerowania się Mostem Karola – o 9 rano nie ma tam jeszcze dzikich tłumów.


Tak na dobrą sprawę, z mojej pierwszej wycieczki pamiętam tylko ten zegar, a to i tak bardziej ze zdjęć niż wspomnień.
Część mojej wycieczki, standardowo, zajmowało jedzenie.


Rozczulały mnie te kolorowe kamieniczki…
…i czeski język.
Pisałam już o tym nie raz i nie dwa, ale napiszę znowu: uwielbiam łączyć samotne podróżowanie z koncertami – to na takich wypadach najbardziej czuję, że żyję.


Parki na przeciwległych wzgórzach rzeki podobały mi się w tym mieście chyba najbardziej.




Na Free Walking Tour (z hostelu w którym nocowałam pierwszej nocy) dowiedziałam się, że w najlepszych knajpach jest niemiła obsługa – poszłam do jednej polecanej i rzeczywiście: Pan z takim impetem postawił przede mną piwo, że prawie je wylał, ale obiad był pyszny. 
Nie będę kłamać, że dobrze mi się wstawało o 6 rano, ale ten opustoszały rynek we mgle o 7 zdecydowanie wart był odrobiny cierpienia.
W drodze do mieszkania, w którym nocowaliśmy w sobotę (airbnb), na kilka dobrych chwil zatrzymała mnie nawet produkcja filmowa nijakiego filmu „Unlocked” (jeśli wierzyć ochroniarzowi). I teraz, oczywiście, będę musiała go obejrzeć.
O tym mogłabym napisać (i w sumie sobie napisałam) oddzielny tekst, więc tutaj powiem tylko jedno: po raz kolejny udowodniłam sobie, że to jest warte każdej świeczki. Najlepsze 13 godzin z mojego życia. 


Praga była wyjazdem solo tylko do połowy – piątek spędziłam sama, ale w sobotę dołączył do mnie brat ze swoją dziewczyną. Tę sobotę co prawda spędziliśmy oddzielnie (ja kolejkując pod areną, a oni zwiedzając – tak, owszem, zajęłam braciszkowi miejsce pod barierką, taką super ma siostrę!), ale w niedzielę zwiedzaliśmy już we trójkę.






Powrót do łatwych nie należał, bo przede mną ciężki miesiąc, ale na szczęście mam już do czego odliczać, bo na scenę wraca Biffy fucking Clyro! ;)