03/06/2016

Warto w Krakowie: iść na spacer

Wiosna pełną gębą (a w zasadzie czuć już wszędzie lato), więc sezon na spacery w rozkwicie. Mogłoby się wydawać, że w mieście trudno jest o przyjemne rejony do spacerowania, ale to nieprawda. Jasne, do spacerowania po wiejskich, pustych i pachnących gorącym sianem (tudzież świeżo skoszoną trawą) dróżkach się to nie umywa, ale niemniej jednak są takie miejsca w Krakowie (powszechnie znane i tłumnie odwiedzane, szczególnie w słoneczne weekendy), które na spacery nadają się świetnie.


à Cz.I ß à Cz.II ß * à Cz.III ß * à Cz.IV ß * à Cz.V ß * à Cz.VI ß * à Cz.VII ß * à Cz.VIII ß


Zakrzówek


Jest na pierwszej pozycji, bo a) od trzech lat mieszkam w jego sąsiedztwie i b) jest to jedno z moich ulubionych miejsc na ziemi (w szeregu z Marcinką i Arthur’s Seat, które mi Zakrzówek pod wieloma względami przypominają). Nie ważne ile razy już tam byłam, to miejsce zawsze mnie zachwyca. Dlatego zostało jednym z moich ulubionych miejsc na ziemi i dlatego wiem, że zawsze będę chciała tam wracać. A wbrew pozorom nie tylko zalew jest tutaj atrakcją – okoliczne lasy, obsypane liśćmi (na jesień) ścieżki i zachody nad klasztorem w Tyńcu też potrafią zachwycić. Aż trudno uwierzyć, że takie egzotyczne i spokojne miejsce (o ile nie trafisz tam w środku sezonu) dzieli od rynku raptem 20 minut tramwajem.

Wisła


Brzmi bardzo pospolicie i być może mało atrakcyjnie, ale ja bulwarami chodzić uwielbiam i to niezależnie od pory roku czy dnia, choć najchętniej oczywiście o zachodzie. Obojętne czy w towarzystwie czy samotnie: bliskość rzeki zawsze składnia do ciekawych rozmów czy nie gorszych refleksji. I podobnie jak w przypadku Zakrzówka: nie ważne ile razy pokonuję tę samą, znajomą trasę, jakoś nigdy mi się nie nudzi. Po prostu uwielbiam spacerować wzdłuż Wisły (nie bardziej co prawda niż wzdłuż Dunajca, ale o tym napiszę przy innej okazji).

Planty


Najpiękniejsze są oczywiście jesienią, ale warto się nimi przespacerować bez względu na porę roku. Żadne inne miasto nie jest otoczone takim pasem zieleni i zaryzykowałabym stwierdzenie, że to planty, a nie ogromny rynek, stanowią o wyjątkowości tego miasta. Nie ma nic fajniejszego niż odpoczynek na ławce w trakcie (lub na koniec) ciężkiego dnia – czy to z lunchem na wynos, książką, czy nawet telefonem w oczekiwaniu na tramwaj. Śmiało odważam się stwierdzić, że gdyby nie Planty, moja miłość do centrum tego miasta byłaby znacznie mniejsza.

Kopce


W Krakowie mamy cztery duże kopce: Kościuszki, Piłsudskiego, Kraka i Wandy. Najbardziej polecam wdrapać się na mój ulubiony: kopiec Kraka – widok z góry piękny (bo stosunkowo blisko centrum), łatwo się tam dostać (przyst. Powstańców Wielkopolskch), okolice sprzyjają spacerom i jest za darmo (w przeciwieństwie do kopca Piłsudskiego, który połączony jest z muzeum i chcąc wyjść na szczyt, trzeba kupić bilet). Obok jest malowniczy, stary kamieniołom, a kilka kroków dalej piękne Podgórze i Park Bednarskiego – dość mocno niedocenianie miejsca, a pod wieloma aspektami nawet ciekawsze od Kazimierza. Również rzut beretem od Zabłocia (które się coraz bardziej, kulturalnie, rozrasta).

Bagry


Pojechałyśmy tam z Monią po raz pierwszy, żeby wyżywać się kreatywnie. Efekty nigdy nie ujrzały światła dziennego, ale miejsce sklasyfikowałyśmy jako warte ponownego odwiedzenia. Wczesną wiosną (do południa i w środku tygodnia) pachnie tam prawdziwą wsią – trudno o spokojniejsze miejsce do grubych rozkmin nad światem, życiem i relacjami. Nie wiem co takiego ma w sobie woda, ale to w jej pobliżu najlepiej mi się myśli i odpoczywa (choć jedno nierzadko potrafi wykluczyć drugie). Bagry, podobnie jak Zakrzówek, są stosunkowo niedaleko centrum i można tam dotrzeć komunikacją miejską (przyst. Mały Płaszów).

Zalew Nowohucki


Bardzo niedawne i w sumie przypadkowe odkrycie: zauważyłyśmy go z Asią z tramwaju, w drodze na Kopiec Wandy (bardzo spontaniczna wycieczka) i zdecydowałyśmy zajrzeć tam w drodze powrotnej. Wystarczy chyba powiedzieć, że podobało nam się tam znacznie bardziej niż na kopcu, nie tylko dlatego, że w dużej mierze przypomniało nam to pamiętny spacer nad jezioro w Augsburgu. To naprawdę jedno z ładniejszych miejsc w Krakowie. Nie znam Huty prawie wcale, bo nie za bardzo mam powody tam bywać (wyjątkiem były: Nowohucki Festiwal Sztuki, dwie wizyty w Łaźni Nowej i chęć zaliczenia kopca Wandy właśnie), ale zaczynam podejrzewać, że kryje w sobie więcej takich perełek.

Kraków w swoim obrębie na pewno kryje jeszcze wiele pięknych, spacerowo-przyjaznych miejsc, do których jeszcze nie trafiłam (i pewnie już nie trafię), a jeszcze więcej ma ich do zaoferowania poza swoimi granicami (coś o tym wiem, bo za dzieciaka się bywało tu i tam na rowerach). Tak na dobrą sprawę, to jest tylko nieśmiały początek tego, co mogłoby być potężną wyliczanką.