Nie będzie dziś ani odrobiny narzekania i wzdychania, bo to – w gruncie rzeczy – był obrzydliwie udany miesiąc.
Było dużo zdjęć, pisania, czytania, oceniania (dopinamy na ostatni guzik konkurs „press any key”) spacerów, słońca i dobrego jedzenia.
Przedstawiam nowego członka naszej Havańskiej załogi: Frodo (tak, z namalowanymi czerwonym pisakiem – którego nieudolnie próbowano zmyć – brwiami)!
Większość mojego wolnego czasu, którego mam mało, przeznaczałam na MFK.
Spontanicznie odkrywałyśmy z Asią nowe, piękne, krakowskie miejsca.
Trochę fociłam w klimatycznej Alchemii.
Jeden z bohaterów MFK: smaczny całkiem.
Temat tegorocznej edycji bardzo zajmujący, więc i wystawy dobre, polecam!
Bardzo mądrą (i fajną) książkę przeczytałam: szczerze
mówiąc, gdybym sama miała coś dziś napisać, to w dużej mierze byłaby to
parafraza Kropek.
Przez cztery dni rozpływałam się ze szczęścia w Londynie.
Na wystawy PhotoFringe też warto zajrzeć.
Był relaksujący weekend w mojej „Dzikiej Wsi”.
Ubóstwiam!
Dobrze jest.