26/02/2016

Warto w Krakowie: się czasem odchamić

Do Krakowa można przyjechać ze względu na bogatą historię, architekturę, ludzi bądź samą okolicę, ale za błąd uznałabym zignorowanie krakowskiej sceny kulturalnej. Choć w Tarnowie na brak sztuki nigdy nie narzekałam, to bez bicia przyznaję, że w Krakowie mam jej na wyciągnięcie ręki (i na swoją kieszeń, wbrew pozorom) tak dużo, że zwyczajnie brakuje mi na nią czasu. A to chyba najlepsza forma reklamy, na jaką miasto może liczyć.


à Cz.I ß à Cz.II ß * à Cz.III ß * à Cz.IV ß * à Cz.V ß * à Cz.VI ß * à Cz.VII ß * à Cz.VIII ß


Kino


W Krakowie kin nie brakuje. Kinomanem jakimś szczególnym nie jestem: równie dobrze co na wielkim ekranie, ogląda mi się filmy w zaciszu własnego pokoju. Niemniej jednak czasem wyjść na film (szczególnie głośny) lubię. I tak, gdy mam ochotę na nowości, najczęściej korzystam z promocji „Bueno czwartki”: z trzema papierkami po Bueno (które uwielbiam!) bilet masz za 12zł (choć pamiętam, że jeszcze niedawno były po 10…) – promocja działa w wybranych kinach w Krakowie (ja korzystam w ARSie i Multikinie). Gdy natomiast mam ochotę na coś ambitniejszego a niekoniecznie najnowszego, intensywnie korzystam z sezonowego cyklu kina ARS pt. “Sztuka za 6” – cena idealna na studencką kieszeń! Z racji własnych preferencji (kina studyjne górą) bardzo lubię też Kino pod Baranami, które oferuje stałe cykle i gości Nocnik. Warte studenckiej uwagi są też Filmowe Poniedziałki w „Albo tak!”, gdzie filmy można zobaczyć za darmo. I gdyby jakiś czas temu nie zamknęli mi Zielonego Kontrabasu na Miodowej, poleciłabym wam iść tam na piwko z własnym laptopem, bo mieli klimatyczną salę z rzutnikiem, do którego można było się podpiąć…

Teatr


Z przykrością muszę przyznać, że krakowski teatr (jak i teatr tak w ogóle) nie jest na studencką kieszeń – przeciętne ceny (ze zniżką!) wahają się w granicach 50zł, co tanią propozycją spędzenia wieczoru na pewno nie jest. Przez całe trzy lata spędzone w tym mieście, z tapetowych teatrów zawitałam tylko w Bagateli, Scenie Szkoły Teatralnej (bo na studenckie sztuki taniej bilety sprzedawali), Łaźni Nowej i Scenie pod Ratuszem. Na szczęście istnieje świetna inicjatywa pt. Noc Teartów(jakoś w czerwcu), podczas której do teatru na wybrane seanse można pójść zupełnie za darmo. Trzeba tylko odstać swoje w jebutnej kolejce po darmowe wejściówki z samego rana… ale czego się nie robi dla prawdziwej sztuki! Rzecz polecam bardzo, bo niecałe dwa lata temu udało mi się dzięki temu zobaczyć jedną z najfajniejszych sztuk – Jezus częstował mnie na niej wódką!

Muzeum


Kraków muzeów ma sporo (zwłaszcza jeśli wliczymy w nie wszystkie kościoły i synagogi). Odwiedziłam większość, więc o moich ulubionych będzie oddzielny post. Warto tu jednak wspomnieć, że co roku w listopadzie organizowane jest darmowe zwiedzenie Wawelu (wejściówki można odbierać codziennie rano, aż do wyczerpania dziennej puli), a studenci Uniwersytetu Jagiellońskiego w jednym wybranym tygodniu marca zostają uprzywilejowani i w ramach Studenckiego Tygodnia Sztuki, na legitymację mogą nie tylko za darmo zwiedzić większość muzeów w Krakowie, ale również wziąć udział w specjalnie dla nich organizowanych, kulturalnych wydarzeniach. To jedna z niewielu rzeczy, za którą UJ naprawdę sobie cenię.

Muzyka


W Filharmonii byłam tylko raz i to jeszcze na długo przed tym zanim zamieszkałam w mieście Kraka. Mieliśmy ze znajomymi plany tam wrócić, ale na naszej drodze zawsze stawał chroniczny brak gotówki. Na szczęście nie samą filharmonią żyje człowiek – od niedawna mamy w Krakowie Tauron Arenę i Centrum Kongresowe, które gości światowej sławy gwiazdy – wciąż bardzo drogo, ale przynajmniej nie trzeba się już na każdy fajny koncert fatygować do stolicy (choć to wciąż tam jest ich więcej). Poza tym nie brakuje nam muzycznych festiwali: po rocznej przerwie reaktywowali starego Coke’a pod postacią Live Festival. Co roku mamy też, oczywiście, Juwenalia. I (choć nic mi nie wiadomo jeszcze o tegorocznej edycji) Unsound Festival, na który dwa lata temu trafiłam zupełnym przypadkiem i gorąco polecam: nie tyle koncerty co same spotkania z gośćmi. Mamy też liczne knajpy i kluby, które puszczają konkretne gatunki muzyki, łącznie z tą na żywo (aleo te zapytajcie kogoś innego, bo poza pubem z metalem do którego kiedyś wyciągnął nas znajomy, nie znam zbyt wielu).
Innymi słowy: w kwestii muzyki Kraków na pewno niespecjalnie odbiega od innych europejskich miast. Ba, mnie rozpieścił na tyle, że gdziekolwiek mnie tam nie wywieje, zawsze z lekkim zaskoczeniem odkrywam, że Kraków jednak ma „coś” zorganizowane lepiej.

Festiwal


Nie wiem czy o tym wiecie, ale dopóki nie wylądowałam na festiwalu Conrada, nie miałam bladego pojęcia, że poza Zakrzówkiem, który bardzo przywodzi mi na myśl Arthur’s Seat, Kraków z moim ukochanym Edynburgiem łączy też fakt, że oba są miastami literatury UNESCO. Conrad Festival umożliwia spotkania z zagranicznymi autorami (spotkanie z Johnem Banville’em już zawsze będę wspominać lepiej niż jego książkę), ciekawe dyskusje, literackie warsztaty i owocne dialogi, co z oczywistych względów bardzo mnie interesuje.
Podobnie ma się rzecz z Miesiącem Fotografii w Krakowie, o którym dość obszernie pisałam już TUTAJ – ten festiwal nie tylko świetnie odzwierciedla, ale i pomaga mi rozwijać jedną z największych pasji. Nie mówiąc już o tym, że wolontariat w jego ramach jest jedną z najfajniejszych rzeczy, jakiej miałam okazję doświadczyć w Krakowie.
No i oczywiście nie zapominajmy też o głośnym Offie, czy innych tematycznych festiwalach, takich jak chociażby Festiwal Kultury Żydowskiej. Szczerze powiedziawszy, w okolicach wiosny i lata wysyp festiwali jest tutaj tak wielki, że nie ma fizycznej możliwości pojawić się na wszystkich – trzeba wybierać. A te wybory czasem bardzo bolą. Wierzcie.

Uniwersytet


Nie zapominajmy, że Kraków to miasto studenckie. Niby oczywista oczywistość, a z własnego doświadczenia wiem, że nie wszyscy studenci wiedzą – czy też chcą wiedzieć – jak wiele mają możliwości rozwoju POZA salami wykładowymi. Nie, nie będę wam wskazywać żadnych konkretnych stowarzyszeń, konferencji, programów, grup, festiwali i wydarzeń wartych uwagi, bo jest ich tutaj od groma. Ja tylko zachęcę: studenci kochani, rozejrzyjcie się po korytarzach własnych uczelni. Zajrzyjcie na strony, przejrzyjcie maile, aktualności i ogłoszenia. Poszukajcie czegoś dla siebie, a jak nie znajdziecie – sami rozkręćcie! Przykładem i zachętą niech będzie nasze Creative Writing. Wystarczyły trzy napalone osoby, żeby rozkręcić pierwsze spotkanie, potem drugie, trzecie, konkurs na opowiadanie, publikację antologii… i patrzcie, drugi konkurs właśnie organizujemy (zachęcamy do udziału bardzo, bardzo)! I dobrze się przy tym bawimy. Da się: są na to środki i sposoby. Wystarczy się trochę porozglądać, wykazać inicjatywą. Zamiast marnować czas na imprezowanie i wypełnianie notatników dziełami sztuki na nudnych wykładach, zróbcie coś nowego lub dołączcie do tych, którzy już coś fajnego robią. Warto!