25/03/2016

Warto w Krakowie: iść do muzeum

Jak już niejednokrotnie tutaj wspominałam, w czołówce moich ulubionych, krakowskich muzeów są te, które oferują kontakt ze sztuką współczesną. Niemniej jednak, mimo moich osobistych upodobań, błędem byłoby nie polecić też innych muzeów. Co jak co, muzeów w Krakowie nie brakuje i poza tapetowym Auschwitz i Wieliczką, gdzie wali większość turystów, warto też zajrzeć w inne miejsca. I to bynajmniej nie na Wawel (choć tam też można, najlepiej w listopadzie, gdy w kasie są do odebrania darmowe wejściówki).


à Cz.I ß à Cz.II ß * à Cz.III ß * à Cz.IV ß * à Cz.V ß * à Cz.VI ß * à Cz.VII ß * à Cz.VIII ß




W MOCAKu już od trzech lat bywam na każdej kolejnej wystawie (na niektórych nawet po kilka razy). Uwielbiam tą przestrzeń i fakt, że we wtorki można ich odwiedzić za darmo. Często zresztą wykorzystuję to jako pretekst i zabieram tam osoby towarzyszące – ostatnim razem wylądowałam tam z chłopakiem z Los Angeles. Nie każda wystawa tam do mnie przemawia, a już tym bardziej nie każde współczesne „dzieło”, ale jeszcze nigdy nie wyszłam stamtąd zawiedziona: zawsze bowiem znajdę coś, co mnie albo zachwyci, albo zmusi do myślenia, a w efekcie końcowym zawsze zainspiruje. A tego od sztuki z reguły oczekuję.



Podobnie jak z MOCAKiem, ma się sprawa z MCK (Międzynarodowe Centrum Kultury). Co prawda nie widziałam tam wszystkich wystaw (bo zmieniają je częściej niż w MOCAKu i nie mają żadnego dnia za darmo), ale były wśród nich dwie, które chętnie zobaczyłabym jeszcze raz (albo pięć). Przestrzeń samego budynku jest trochę imponująca niż ta w MOCAKu, ale za to blisko centrum, bo na samym Rynku. Jak szukacie współczesnej tematyki w wymiarze międzynarodowym, MCK będzie strzałem w dziesiątkę (choć ich najnowszej wystawy jeszcze nie widziałam, więc z czystym sumieniem polecić nie mogę).



Z Bunkrem sztuki zaznajomiłam się przy okazji World Press Photo, jeszcze na długo przed tym jak zwiozłam swoje rzeczy do Krakowa i osiedliłam się tu na dłużej. Po World Press Photo był Miesiąc Fotografii w Krakowie (2014 i 2015), a potem to już tak jakoś mi się przyjęło, że do Bunkra też warto czasem zajrzeć. Poza mocnymi skojarzeniami z fotografią, to miejsce kojarzy mi się też z najbardziej odjechaną (i, mówiąc kolokwialnie, popierdoloną) wystawą jaką w życiu widziałam (czy może raczej doświadczyłam) – QUADRATUM NIGRUM. Trudno to nawet opisać – aż szkoda, że już jej tam nie ma, bo chciałabym usłyszeć czyjąś opinię.
PS. Też mają wtorki za darmo.



Nie sądziłam, że będę to miejsce polecać. A jednak, myśląc o muzeach, to nasuwa mi się, jako jedno z pierwszych. Nie jestem szczególną fanką malarstwa, ale zdecydowanie bardziej wolę oglądać obrazy niż prehistoryczne garnuszki i figurki (chyba, że są niegrzeczne…), które w każdym muzeum wyglądają z grubsza tak samo. Co prawda nie cierpię portretów, ale bardzo doceniam sceny z życia, ładne widoczki i wszelkie odjechane wizje. Tych ostatnich tam może akurat nie uświadczycie, ale na imponujące sceny z życia i piękne widoczki liczyć jak najbardziej możecie. Poza tym, Sukiennice są muzeum optymalnym: przejdziesz spokojnie w godzinę i nie zdążysz się znudzić (w przeciwieństwie do takiego Louvru, gdzie w pierwszych sześciu salach jeszcze świeciły mi się oczy, w dziesiątej nie miałam już siły przyglądać się każdemu kolejnemu obrazowi, a przez dwudziestą przeszłam już kompletnie zobojętniała). 


[photo sourcegoogle]

No a jak już Sukiennice, to dlaczego by nie zajrzeć pod Rynek? Warto wybrać się tam z edukatorem (tudzież przewodnikiem) i dziećmi (choć niewykluczone, że to dorośli będą tam mieli więcej frajdy). Muzeum nowoczesne, interaktywne, o historii miasta Królów. Można się dowiedzieć jak mieszkali nasi przodkowie, czym się zajmowali i dlaczego wejścia do niektórych kościołów prowadzą schodkami w dół.  Ja się tam dobrze bawiłam.



Kopalnia wiedzy o drugiej wojnie światowej w Krakowie. Warto, i to bardzo. Nowoczesne, interaktywne, ciekawe, duże. Murowane trzy godziny, a najlepiej to w ogóle rozbić sobie tę wizytę na kilka odrębnych, bo ogrom materiałów multimedialnych (i nie tylko) naprawdę przytłacza, a trochę szkoda nie obejrzeć chociażby ich części. Sama planuję tam wrócić (w któryś poniedziałek, bo właśnie wtedy mają zwiedzanie za darmo).



Niezła gratka dla znawców i fanów militariów. Mimo że do nich nie należę, to i tak mi się podobało: od zawsze miałam bowiem słabość do z precyzją wykonanych makiet, więc przez większość wizyty po prostu wlepiałam w nie gały (i celowałam obiektyw). No i ten punkt akustyczny, czy jak to się tam zwie – niesamowita sprawa, aż człowieka ciary przechodzą! A jak wam się jeszcze uda pogoda (i niski stan pyłów zawieszonych), to możecie ustrzelić niezłą panoramę Krakowa.