08/07/2016

Warto w Krakowie: iść na kawę

Po kawiarenkach i pubach chodzę często i gęsto, bo co drugi tydzień, razem z sekcją naszego koła spotykamy się w innym miejscu by omawiać nasze prace. Poniższa lista propozycji na relaks przy kawie składa się wyłącznie z miejsc, do których wróciłam i wracać wciąż zamierzam.  


à Cz.I ß à Cz.II ß * à Cz.III ß * à Cz.IV ß * à Cz.V ß * à Cz.VI ß * à Cz.VII ß * à Cz.VIII ß


Massolit (Felicjanek)


Moja ulubiona kawiarenka w Krakowie, z oczywistych powodów: jest przepełniona angielskimi książkami, które można przeglądać, czytać i kupować (za naprawdę dobrą cenę). Raj dla anglofila. Poza tym mają niezłą kawę i najlepsze carrot cake na świecie (rzekomo najlepszego próbowałam w Pradze, ale wcale nie było lepsze od tego z Massolitu). 

Kładka (Mostowa)


Po raz pierwszy zabrała mnie tam moja serdeczna koleżanka, na tapetową kawę „Kładkę”, z chałwą: niebo w gębie, o ile tylko lubicie chałwę. Wróciłam tam potem jeszcze dwa razy i chętnie wróciłabym po raz trzeci. Miejsce niewielkie, ale klimatyczne.

Artefakt (Dajwór)


W zeszłym roku odbyła się tam większość naszych spotkań Creative Writing oraz Wigilia Anglistów, więc chociażby z tego względu mam do tej knajpy sentyment. Klimatycznie, artystycznie i z dużą ilością książek na ścianach. Na dole mają nawet salę ze sceną.

Via Café (Plac Wolnica)


Przepyszna kawa i to w niebanalnych kompozycjach. Ciasno, ale przyjemnie, bo wszędzie zdjęcia, pocztówki i przewodniki z podróży – jest na czym oko zawiesić. Desery też dobre. Byłam dwa razy i żałuję tylko, że nie mogłam spróbować ich kusząco brzmiącego „beeramisu”.

Karmello (Floriańska / Plac Wszystkich Świętych)

[reklamuje Norb]

Rzadko piję rano kawę na mieście (bo mocno uzależniona jestem od domowej, z kawiarki), ale jak już gdzieś po nią zajść muszę, to zawsze do Karmello. Pyszna i stosunkowo tania, dostępna zarówno na wynos, jak i na miejscu. Można sobie do niej dobrać przepyszne pralinki.



Bywam tam przynajmniej raz do roku, obowiązkowo w okolicach świat Bożego Narodzenia, żeby wypić ich gorącą czekoladę, która pierwszy raz próbowałam we Lwowie. Lepszej gorącej czekolady (moim zdaniem) w Krakowie nie uświadczysz. Zdecydowanie warta swej (wcale niewygórowanej) ceny, no i jest sobie na co popatrzeć, bo czekoladę wyrabiają na twoich oczach, za przeszklonymi ścianami.

I mogłabym tak jeszcze długo wymieniać, bo klimatycznych miejsc (również dobrze znanych, jak np. Alchemia) w Krakowie wcale nam nie brakuje, a ja wciąż jeszcze staram się poznawać nowe.