28/10/2016

Fake it until you make it

Jest chujowo, ale stabilnie. Kolega w pracy pyta jak tam u mnie.
Shitty’ mówię zgodnie z prawdą, bo jego akurat kłamać już mi się nie chce.
Your smile doesn’t say so’ stwierdza przekornie.
Cause I’m very good at pretending’ odpowiadam, szczerząc się jeszcze bardziej.
‘You know what they say: fake it until you make it.’ *
Kiwam głową. Co prawda to prawda.
Dwa dni później koleżanka na wieść o moich najbliższych planach pisze mi, że „kurde Ana, ale super energia przez ciebie przemawia”, na co uśmiecham się do siebie ironicznie. Widać może i tej energii w sobie nie czuję, ale robota odwala się za mnie sama. Bo może i nie mam na nic ochoty, ale przecież i tak robię dokładnie to, co sobie założyłam – z mniejszym zapałem i radością, ale, kurwa, jednak robię. Bo niby czemu miałabym stanąć w miejscu razem z tymi chujowymi emocjami? Nie muszę z nimi na siłę walczyć (bo to zazwyczaj i tak odnosi odwrotny skutek), ale nie muszę się też im bezmyślnie (i kompletnie) poddawać. To, że coś tam w środku boli, piecze i wieczorem spać nie daje, nie musi mnie definiować. A przecież nikt też nie musi wiedzieć, że ten uśmiech, to część nałożonej maski. Nikt poza mną
No i… jakoś to będzie.


Tym oto sposobem, dotarło do mnie, że wyrobiłam sobie mechanizm w tej swojej postawie aktywności, który – bynajmniej nie świadomie – wyposażyłam w zapasowe zasilanie. I tak, w razie awarii głównego reaktora energii i motywacji, przechodzi on (tak jak z początkiem października) na wbudowany automat i prowadzi mnie na pamięć. Co na pierwszy rzut oka niby wydaje się dość słabym rozwiązaniem, ale na dłuższą metę jednak ratuje mi dupę: bo się dzięki niemu nie zatrzymuję i nie marnuję cennego czasu, którego przecież mam mało (może nawet mniej niż mi się wydaje, że mam).  A co z tego, że na automacie i jak krew z nosa? Grunt, że wciąż do przodu. 
Tkwiąc w emocjonalnym dołku bardzo łatwo jest zapomnieć o rozsądnym myśleniu. Emocje to do siebie mają, że bardzo chętnie (i momentalnie) rozsądek przysłaniają. Gdzieś tam z tyłu twojej (a przynajmniej mojej) głowy – i z ust najlepszych na świecie przyjaciół – sypią się te znajome prawdy, do których wiesz (a przynajmniej ja wiem), że niedługo dojdziesz. Że nic nie dzieje się bez przyczyny, że nie można mieć wszystkiego, a to wszystko i tak wyszło na lepsze, najwyraźniej tak miało być. Jeszcze tydzień, może dwa i będę o tym święcie przekonana. Bo czas naprawdę zabliźnia – a niekoniecznie leczy – rany. Czas i to zawzięte tuptanie ciągle do przodu właśnie. Choćby na automacie.
Nigdy nie przypuszczałam, że zgodzę się z tym – raczej głupiutkim – stwierdzeniem, ale może to wcale nie jest takie złe: udawać dopóty, dopóki coś nie stanie się prawdą. Może i niebezpieczny to tok myślenia, ale to zawsze jakiś sposób. A jak działa, jak pomaga pchnąć tyłek do przodu, to w sumie… czemu by z niego nie korzystać tak raz na jakiś czas? Jakby nie było, jakaś część mnie wierzy w siłę autosugestii. A sprawa jest o tyle łatwiejsza, że wiem już, że w życiu absolutnie wszystko – bo i my sami – jest stanem przejściowym. Więc ta chujnia, która dusi mnie teraz od środka, też prędzej czy później przejdzie. O ile tylko nie siądę na dupie i nie obrażę się na cały świat, prędzej czy później przyjdzie to nowe, inne, i znowu spojrzę na wszystko z perspektywy. Postawię kropkę na końcu rozdziału, pewnie jeszcze nawet go docenię, wyciągając z niego zuniwersalizowane wnioski (tak, na pewno urodzi się z tego nie jeden nowy tekst), i z zapałem zacznę pisać nowy. Tak to działa.
Tylko jeszcze nie teraz. Teraz musi jeszcze trochę popiec, poboleć, powkurwiać i pouwierać.
But you know what they say: it’s gotta be bad before it gets good**

*      Najbardziej na świecie nienawidzę tłumaczyć swoich słów z angielskiego na polski, ale jakby jakimś cudem znalazł się tu ktoś, kto nie włada językiem angielskim, to proszę bardzo:
– Gównianie.
          – Twój uśmiech mówi co innego. 
– Bo jestem bardzo dobra w udawaniu. 
– Wiesz co mówią: udawaj dopóki nie stanie się to prawdą. 
**      Ale wiesz co mówią: musi być gorzej zanim zrobi się dobrze.