09/08/2019

Od dupy strony

Zobrazujcie sobie taką sytuację: siedzi przy ognisku trzech facetów i dwie baby. Jeden z facetów dorzuca drewno do ogniska i odwraca się tyłkiem do drugiego i jednej z bab.
- Przepraszam, że tak tyłem do was – mówi.
- Oj tam, nienajgorsze widoki, prawda? – rzece żartem baba do tego drugiego, oczekując konkretnej reakcji, która nie nadchodzi, bo on odpowiada grobowym milczeniem.
Żart spalony na panewce, a atmosfera wokół ognia nagle zmienia konsystencję. Bo przecież nawet po pijaku facet facetowi powiedzieć na żarty nie może, że ma fajny tyłek. Okazuje się, że jest to żelazna reguła męskości, od której nie ma wyjątków.


Na temat męskich tyłków planowałam popełnić tekst pełen frustracji, na podobieństwo takich, jakie pojawiały się na kopalni. No bo o chuj chodzi z tymi tematami tabu, że to niby jakaś żelazna mentalna granica, za którą nawet w żarcie nie można się wychylić?! I że co, że niby jakikolwiek homoseksualny podtekst to synonim ‘niemęskości’? Wy tak na serio?
Ale zanim się do spisywania moich złotych wkurwów zebrałam, przeprowadziłam kilka (sztuk trzy mówiąc ściślej) niewinnych acz głębokich rozmów. Z facetami. Przy piwie, oczywiście. I wniosek mam jeden: te męskie tyłki to tylko mała frakcja całego problemu.
Kiedyś na zajęcia z Academic Writing wykładowca kazał nam napisać esej, w którym będziemy bronić tezy sprzecznej z naszymi przekonaniami. Napisałam esej na temat palenia papierosów, i choć mojego stanowiska to bynajmniej nie zmieniło, to dowiedziałam się na tyle ciekawych rzeczy, że teraz przynajmniej wiem, jakie są powody, dla których ludzie palą i od palenia tak łatwo się uzależniają. Z oceną ‘problemu’ facetów zrobiłam to samo.
Kobieta kobiecie może powiedzieć, że ma fajne cycki, zgrabny tyłek, czy zajebiste wcięcie w talii – nic to wielkiego, ni nadzwyczajnego. Facet facetowi nie, bo od razu gej, fiut, ciota albo siusiak. Znudzona kobieta może poderwać faceta przy barze i zaciągnąć go do łóżka (kwestie podwójnych standardów o dziwkach i dewotkach dla dobra dyskusji przemilczę, bo nie o tym chciałam). Facet kobietę już nie bardzo, bo to przecież od razu podchodzi pod molestowanie, napastowanie i zapowiada gwałt. Co tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że naprawdę (choćpodświadomie) żyjemy w kulturze gwałtu. I to nie tak, że ja teraz to wszechobecne molestowanie lekceważę – wręcz przeciwnie, w razie jakby ktoś miał wątpliwość #jateż nie jestem w tej kwestii żadnym wyjątkiem. Zwracam raczej uwagę na fakt, że medal zawsze ma dwie strony i nie do końca sprawiedliwe jest to, co zarzuca się (a tym samym koduje w kulturowej podświadomości) facetom. Bo bardzo często jeden krzywdzący stereotyp napędza drugi i tak rzecz kołem się toczy, bez końca. A każdy stereotyp ma przecież swoje przykre konsekwencje i wciąż niezmiernie dziwi mnie, że nie wszyscy potrafią to dostrzec. Tkwimy w tym mentalnym więzieniu, do którego kluczem jest świadomość nie tylko siebie (to po pierwsze), ale też drugiego człowieka (to po drugie). Świadomość (i uszanowanie) zarówno swoich, jak i cudzych granic. Otwartość umysłu na to, co niekoniecznie jest dla nas naturalne i zrozumiałe – inne wcale niekoniecznie znaczy gorsze lub złe! Z obopólnym porozumieniem można (a nawet trzeba!) wszystkie te granice przesuwać i rozciągać, jasne, ale nigdy nie wbrew czyjejś woli. Dlatego właśnie tak cholernie ważne jest uświadomienie sobie, że wolność jednego człowieka zawsze kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego. Że oceniać można tylko i wyłącznie wtedy, gdy wysłucha się obie strony (a tu zazwyczaj gwoździem programu jest bardzo dziś powszechna ułomność komunikacji, która sama w sobie jest tematem na oddzielny post albo ich piętnaście) i weźmie się pod uwagę wszystkie istniejące okoliczności. A najlepiej to nie oceniać wcale. Co, przynajmniej w moim wypadku (a zakładam, że nie jestem odosobniona), graniczy z cudem.
Więc choć zagotowała mnie ta błaha sytuacja nad ogniskiem, zamiast wkurwiać się na kolegę (co zazwyczaj jest moją naturalną reakcją), wkurwiam się na tą całą machinerię, która za jego zachowaniem stoi. Bo chcąc pociągnąć temat, usłyszałam ucinające wszelką dyskusję stwierdzenie, że to jest po prostu „taka mentalność”. No dokładnie tak! Mentalność od dupy strony właśnie, nad którą chyba pasowałoby nieco bardziej świadomie popracować. Bo o ile granice (nawet w myśleniu i postrzeganiu świata) są w porządku, to fajnie by było, gdyby ludzie jednak dążyli do ich rozsądnego, wspólnego przesuwania. Świat byłby wtedy o wiele przyjaźniejszym miejscem.