20/11/2020

Nie bój się niezręczności

Pewnego słonecznego, październikowego dnia, spacerując po plaży, z wiatrem we włosach i tęczą na horyzoncie, rozkminiałyśmy sobie z przyjaciółką życie. Obie ostatnimi czasy przeszłyśmy w życiu spore (choć zupełnie inne) rewolucje i dzieliłyśmy się nowymi, zuniwersalizowanymi wnioskami. Dużo mówiłyśmy o szeroko pojętych relacjach (z rodzicami, partnerami, przyjaciółmi i samym sobą) oraz samoświadomości. Bo człowiek to się jednak całe życie o sobie uczy, i co chwila dochodzi do nowych wniosków.

I dyskutując na temat blokad i powodów dla których ukrywamy coś nie tylko przed innymi, ale przede wszystkim przed samym/ą sobą (czy może raczej nasza podświadomość to przed nami ukrywa), weszłyśmy na temat niezręczności. Bo czasem to ona nas blokuje. Czasem boimy się jej do tego sotopnia, że wolimy się nie odzywać wcale.

A to, oczywiście, jest na dłuższą metę bardzo krzywdzące.



Nikt nie lubi niezręczności. Ale niezręczność jest trochę jak lekarz: czasem trzeba się z nim zmierzyć, żeby polepszyć swój stan. Wbrew temu co mogłoby się nam wydawać, niezręczność jest jak najbardziej naturalnym i bardzo potrzebnym zjawiskiem w relacjach, i tak jak staramy się jej za wszelką cenę unikać, tak powinniśmy nauczyć się ją doceniać. Szczególnie w relacjach na których nam zależy i które chcielibyśmy z powodzeniem pogłębiać.

Że z konia spadłam i o czym ja w ogóle do was mówię?

No zastanówmy się chwilę. Czym jest niezręczność? To sygnał, że znajdujemy się w niekomfortowej, stresującej czy nieco może żenującej, wstydliwej sytuacji. Że doświadczamy czegoś, co jest nowe, obce, inne, niespodziewane. Nie jest to najprzyjemniejsze doświadczenie, jasne, ale też nie jest szczególnie negatywne. Unikać tego, to jak unikać wszystkiego co w życiu nowe, obce, inne czy niespodziewane – to jak unikać życia samego w sobie!

No więc teraz weźmy to na chłopski rozum: skoro nigdy wcześniej z nikim nie byłaś w tak bliskiej, intymnej i zażyłej relacji, to jest to dla ciebie zupełnie nowa sytuacja. A ponieważ intymność zakłada odkrywanie przed kimś swojej najbardziej wrażliwej i podatnej na zranienia strony, jej budowanie samo w sobie jest stresujące i niekofmortowe, przepełnione wątpliwościami i strachem. W takiej sytuacji, niezręczność – z obu stron – po prostu musi się wydarzyć, organicznie. I człowiek sam sobie najbardziej szkodzi, gdy odczytuje to jako zły znak: o matko, było tak strasznie niezręcznie, to na pewno znaczy, że do siebie nie pasujemy, że nic z tego nie będzie, że to nie ma sensu, że to koniec.

Nie, nie i jeszcze raz nie. Samo wystąpienie niezręczności jest dobrym sygnałem. Sztuką jest tutaj to, jak z tej niezręczności wybrniecie. Oswajanie jej – zamiast wyśmiewania czy spychania na dno podświadomości – jest początkiem budowania czegoś istotnie głębszego, bliższego i prawdziwie intymnego. Im więcej takich momentów razem przepracujecie, tym bliższa i silniejsza będzie wasza relacja.

Akceptowanie niezręczności, i tym samym budowanie intymności, to jak ściąganie maski, jak chęć pokazania swojej prawdziwej, niczym niezakrytej twarzy. Świadomi jej licznych niedoskonałości, nie każdemu chcemy ją pokazywać, ale osobiście jestem zdania, że komuś czasem trzeba. Dla własnej higieny psychicznej. Nie jesteśmy samotnymi wyspami, potrzebujemy zrozumienia i wsparcia innych.

Budowanie intymnych, bliskich relacji na pewno nie jest łatwe, ale żaden wartościowy i dobrze na przyszłość rokujący związek (nie tylko romantyczny) się bez jakiejś dozy niezręczności nie obejdzie. 

Tak więc idźcie i bądźcie niezręczni spokojnie.