18/12/2020

Filmy 2020

Jak wspomniałam przy tegorocznych serialach, w tym roku naprawdę nie brakowało mi czasu na oglądanie, więc i filmowych tytułów wciągnęłam nieprzeciętnie dużo. Poniżej prezentuję listę wybranych dziewięciu, które podbiły moje serce. Po więcej filmowych rekomendacji odsyłam pod tag „film”.



Little Women / Małe Kobietki

Jeśli szukacie czegoś przyjemnego, kobiecego i rozgrzewającego serce, to jest spora szansa, że ten tytuł was nie zawiedzie. Klimatycznie jest to mieszanka tego co najlepsze w powieściach Jane Austin oraz Anne with an E: można się uśmiać, popłakać i pokiwać ze zrozumieniem głową, a przy tym i pozachwycać urokliwymi kadrami. Postacie są barwne i żywe, przyjemnie śledzi się ich losy na ekranie. Książki nie czytałam, ale film polecam z czystym sercem, bo mnie osobiście ujął i chętnie do niego wrócę.  

 

Parasite

Prawdą jest, że niewiele oglądam filmów zagranicznych: zamykam się w mojej bańce filmów amerykańskich, brytyjskich i polskich, wyłącznie od święta sięgając po coś innego. Parasite jest istotnym powiewem świeżości, bo nie zamyka się ani w jednym gatunku, ani w jednym klimacie: z jednej strony jest bardzo zabawny, z drugiej przerażający, z trzeciej znowu potwornie smutny, a przy tym bardzo aktualny i prawdziwy. Świetnie ukazuje przepaść ekonomiczną i klasową między ludźmi, te wszystkie uprzedzenia i przekonania jakie podświadomie w sobie nosimy i bezwiednie powielamy. Skłania do myślenia, polecam.

 

T2: Trainspotting

Zawstydzająco długo zajęło mi zebranie się do obejrzenia tego filmu – wszak część pierwsza od lat jest moim szkockim klasykiem, a i nie mam w zwyczaju omijać filmów, w których występuje mój ukochany Edynburg i Ewan McGregor. Pamiętam że planowałam wybrać się do kina, ale w 2017 pokonała mnie językowa niepewność – angielski to ja może miałam opanowany, ale szkocki akcent to już niekoniecznie. Ostatecznie obejrzałam go dopiero w tym roku, świeżo po ponownym obejrzeniu części pierwszej i… podobał mi się o wiele bardziej niż jedynka, nie tylko przez wzgląd na ujęcia tak dobrze znanych mi miejsc. Świetne rozwinięcie historii, kapitalnie zagrane. A do szkockiego akcentu zdążyłam przywyknąć.

 

Margin Call / Chciwość

Ponieważ globalna pandemia niewystarczająco mnie zdołowała, sięgnęłam po nieco tematycznie powiązany The Big Short, który dość mocno mnie poirytował.  Przyjaciel polecił mi więc zderzyć go z o wiele subtelniejszym Margin Call – i choć tematycznie równie dołujący, to był o niebo lepszy! Ta zamknięta przestrzeń, w gruncie rzeczy skąpa scenografia, niekomfortowo wręcz bliska gra aktorska i brak jakichkolwiek prób bycia lekkim i zabawnym, złożyły się na obraz ciężki od napięcia i gęsty od emocji. Zdecydowanie polecam, nikt się tam przynajmniej nie sili na głupawy seksizm.

 

The Bigger Splash / Nienasyceni

Sięgnęliśmy po niego (ze współlokatorami) ze względu na obsadę: Ralph Fiennes i Tilda Swinton to sprawdzone twarze. Trudno mi określić, co w tym filmie mnie tak naprawdę urzekło, bo jest tam cała masa ulotnych a bardzo autentycznych emocji, ogrom świetnej gry aktorskiej, kapitalnej dynamiki i wymownego napięcia. Bardziej niż sama przedstawiona historia, zachwycił mnie sam klimat tego filmu. Polecam, bo sama chętnie do niego wrócę.

 

Pan’s Labyrinth / Labirynt Fauna

To stosunkowo stary film i niekoniecznie taki, do którego oglądania będę wracać (choć jestem pewna, że gdybym obejrzała go jakieś 10 lat wcześniej, sprawa miałaby się inaczej), ale zdecydowanie warty polecenia. Choć to fantastyka i wydawałoby się, że dla dzieci, wcale nie jest to film lekki i przyjemny, wręcz przeciwnie, niesie ze sobą ciężki ładunek emocjonalny – ale to właśnie on czyni go filmem wyjątkowym i ważnym. Jest to też film, który wyjątkowo dobrze się zestarzał (ma 14 lat, aż trudno uwierzyć!). No i warto napomknąć, że to nie amerykańska, ale hiszpańska produkcja.

 

Song of the Sea / Sekrety Morza

Widziałam w swoim życiu kilka ładnie zrobionych bajek, o jednej takiej pisałam nawet dwa lata temu, ale to pierwsza bajka, która nie dość że jest przepiękna (z kadrów tego filmu twórcy powinni zrobić przepiękną kolorowankę, kupiłabym!), to jeszcze uderza w, bardzo bliskie memu sercu, wyspiarskie legendy. To zdecydowanie jeden z tytułów do których z miłą chęcią będę wracać. Polecam gorąco.

 

Eurovision

Jeszcze chyba nigdy w życiu nie umieściłam w podobnym zestawieniu filmu, który jest moim ewidentnym „guilty pleasure” (może powinnam wyskrobać na ten temat oddzielny tekst), ale tego pominąć absolutnie nie mogłam. Fakt faktem, na wstępie należy zaznaczyć, że jestem w swojej opinii bardzo, ale to bardzo stronnicza, bo nie dość że na zabój zakochana jestem w Edynburgu (z którym od blisko 4 lat tworzę całkiem udany związek), to przez całe zeszłe lato pałętałam się twórcom pod nogami. Trudno było tego uniknąć, gdy co najmniej dwie sceny kręcili pod moim oknem, a kolejnych kilka w moich najbliższych, spacerowych miejscówkach. To jest film wybitnie wręcz głupi i absurdalny, ale przy tym tak uroczy i rozbrajający, że ja już zdążyłam obejrzeć go dwa razy i jestem pewna, że będę do niego wracać co roku. Najprzyjemniejszy odmózgowiacz tego roku! I nie, nigdy w życiu nie widziałam prawdziwej Eurowizji, o byciu jej fanem nawet nie wspominając.

 

Happy Go Lucky

Jeśli mieliście właśnie chujowy dzień i szukacie czegoś ujmująco słodkiego, co podniesie was na duchu, z czystym sercem polecam ten obrazek. Lekki, ciepły i przyjemny, jest jak ten puszysty kocyk którym otulasz się na kanapie w chłodny wieczór, z kubkiem gorącej czekolady w ręku. Uśmiech sam wpełznie ci na usta. Mi humor poprawił bardzo.