11/10/2022

Mity psychoterapii

Żyjemy w tak zwanym kryzysie zdrowia psychicznego. Który, w razie jakby nikt nie zauważył zbieżności, ściśle łączy się z ogólnoświatowym kryzysem tak w ogóle (na Guardianie był niedawno świetny artykuł poruszający tę kwestię). Śmiało zakładam, że każdy z nas ma, jeśli nie doświadczenia, to na pewno jakieś wyobrażenia o psychoterapii.

Ja też je kiedyś miałam i dlatego chcę dziś niektóre mity obalić.



 

Psychoterapia jest dla słabeuszy

To przekonanie, z którym walczę i walczyć będę do usranej śmierci. Najmądrzejsi, najsilniejsi i najbardziej ogarnięci ludzie jakich znam, chodzą lub chodzili na terapię. Ludzie do których mam największy szacunek to ci, którzy pomimo ogromnych trudności i obezwładniającego lęku (których to, tak swoją drogą, kompletnie nie idzie nam pojąć – nawet mi, z coraz większym zapleczem wiedzy w tym temacie), decydują się o siebie zawalczyć i po tę pomoc sięgają. Pójście na terapię, zainteresowanie się swoim własnym dobrobytem psychicznym, samo zdanie sobie sprawy, że możemy tej profesjonalnej pomocy potrzebować by wprowadzić jakieś zmiany, to jest wyraz wielkiej odwagi, samoświadomości i chęci walki. Coś, co powinno się tylko i wyłącznie celebrować.

 

Psychoterapeuta cię “naprawi”

Znacie ten żart o terapeutach z ostatniego odcinka pierwszego sezonu This Way Up (jeśli jeszcze nie widzieliście, to gorąco polecam)? Ile terapeutów potrzeba, żeby zmienić żarówkę? Jednego, ale żarówka musi naprawdę chcieć się zmienić. I to jest święta prawda. Jeśli nie ma w pacjencie chęci zmiany (chęci odśrodkowej, własnej, a nie podyktowanej słowami partnera, kierownika, zatroskanego przyjaciela czy rodzica), terapia, choćby nie wiem jak dobra i kosztowna, nie zda się na nic (lub na bardzo niewiele). Grochem o ścianę, pieniądz w błoto.

Wbrew wielu powszechnym założeniom i oczekiwaniom, w terapii zmieniasz i leczysz się sam. Psychoterapeuta jedynie dostarcza odpowiednich warunków, zdrowych wytycznych i konkretnych narzędzi, by ta zmiana, proces leczenia, szukania odpowiedzi czy rozwiązywania konkretnego problemu, mógł przebiec stosunkowo bezpiecznie, zdrowo i spokojnie (choć na pewno nie bezboleśnie – praca z emocjami, szczególnie tymi długo represjonowanymi, z natury jest bolesna, ale warta zachodu).

 

Psychoterapeuta doradzi

To chyba najczęstsze oczekiwanie: że do terapeuty idzie się przecież po pomoc. Angielski counselling tłumaczy się nawet jako pomoc psychologiczna: czy tą pomocą nie powinna być właśnie dobra, mądra rada!? Hm, a pamiętacie kiedy ostatni raz przyjęliście bezkrytycznie czyjąś radę? Ba, od zupełnie obcego wam człowieka? A pamiętacie może jakiekolwiek złote rady przyjęte za młodu? Bo mimo że nie były złe, to po mnie akurat spływały jak po kaczce. Ba, jeszcze kilka lat temu moglibyście mi podsuwać najmądrzejsze cytaty, posty i książki, i nic bym sobie z nich nie robiła. Porady których nie jesteśmy gotowi usłyszeć wchodzą jednym uchem, a wychodzą drugim, albo w ogóle omijają nas szerokim łukiem. Do wielu wniosków (które słyszało się po milion razy) trzeba w życiu dojść samemu, własnym tempem i własną ścieżką. Tego nie przeskoczysz. Na instagramie przeczytałam kiedyś taką myśl psycholożki, która bardzo utkwiła mi w głowie: oczekując jasnej porady, prostej odpowiedzi na nurtujące nas od dawna pytanie, okazujemy brak szacunku dla własnego procesu poszukiwania. Dobry terapeuta może cię w tym procesie poszukiwania wesprzeć i trochę nakierować, ale na pewno nie będzie radzić (no chyba, że rozchodzi się o bezpieczeństwo twoje lub twoich bliskich).

 

Psychoterapeuta to autorytet

Przekonanie obecne przy niemalże każdej profesji gdzie występuje nierówny rozkład sił: naturalnie i często nieświadomie zakładamy, że lekarz, prawnik czy nauczyciel musi mieć rację, i z terapeutą jest podobnie. Tyle tylko, że terapeuta ma jednak zgoła inna rolę. Bynajmniej nie musisz swojego terapeuty lubić, ale jeśli w terapii poczujesz się oceniany, jeśli cokolwiek ci się w tej relacji nie spodoba, sprawi, że poczujesz się niekomfortowo, niebezpiecznie, koniecznie to zaadresuj – jeśli terapeuta nie potrafi tego przyjąć z otwartymi ramionami i spokojnie przedyskutować (to często naturalna część terapeutycznego procesu), uciekaj gdzie pieprz rośnie. Bo o ile terapia bynajmniej nie ma być łatwa, to bez zaufania, poczucia komfortu i bezpieczeństwa, bez możliwości zaadresowania jakiegokolwiek dyskomfortu, nie będziecie w stanie osiągnąć razem nic. Plus, bardzo ważna kwestia do zapamiętania: terapia dotyczy CIEBIE i twojej zmiany, więc to ty, a nie terapeuta, jesteś ekspertem od siebie samego. Owszem, terapeuta często przekazuje jakąś wiedzę (której z założenia nie masz, a możesz potrzebować by lepiej pewne mechanizmy zrozumieć), często łączy, przesiewa i kwestionuje twoje słowa i zachowania, może nawet podpowiadać konkretne działania które umożliwią zmianę, ale to wszystko i tak powinno się odbywać w pełnej kooperacji z tobą. To TY w terapii jesteś najważniejszy. To TY masz mieć w podejmowaniu działań i decyzji pełną autonomię.

Jeśli tak nie jest, to jest to duża, czerwona flaga.  

 

Psychoterapia nie jest transparentna

To jest zarzut usłyszany z własnego podwórka, bo wdałam się kiedyś w iście ciekawą dyskusję ze współlokatorem, który zawzięcie twierdził, że psychoterapeuci używają w swoim fachu sztuczek i narzędzi, których pacjent nie powinien znać, bo jak pozna, to przestaną na niego działać.  I jest to jedna z największych bzdur jakie słyszałam. Być może w jakiś alternatywnych formach terapii, gdzie używa się hipnozy można by mówić o jakiś sztuczkach, choć nawet w tym wypadku szczerze wątpię. Jeśli masz poczucie, że twój terapeuta coś przed tobą ukrywa i ucieka się do jakiś bliżej nieokreślonych „sztuczek”, skonfrontuj to z nim, albo od razu idź do innego. To jest kolejna ogromna, czerwona flaga. Psychoterapeuta powinien być transparentny, szczególnie jeśli mowa o narzędziach jakimi chce cię leczyć. Masz pełne prawo tej transparentności wymagać, zadawać pytania, podważać, prosić o szersze wyjaśnienia bądź źródła. Ba, w psychoterapii behawioralno-poznawczej, ostatecznym celem jest tak naprawdę nauczyć klienta narzędzi i technik tak, aby sam mógł być sobie terapeutą, więc ta transparentność jest absolutnie konieczna. W dzisiejszych czasach, psychoedukacja jest stałym elementem większości terapii.

 

Psychoterapeuta nie jest twoim przyjacielem

Psychoterapia opiera się na roli wspierającej, co oznacza mniej więcej tyle, że relacja w którą pacjent wchodzi z terapeutą jest wyjątkowa i w gruncie rzeczy bardzo nienaturalna. Dziwnym wydaje się rozkładanie na czynniki pierwsze swoich najgłębiej skrywanych emocji przed człowiekiem o którym – poza profesją – nie wiemy prawie nic. Na dłuższą metę, w prawdziwym życiu, to nie jest relacja zdrowa, a już na pewno nie równa. A jednak, żeby terapia zadziałała, ta nierówność jest konieczna. Głównym zadaniem psychoterapeuty jest dać osobie szukającej pomocy wystarczająco bezpiecznej przestrzeni i emocjonalnego wsparcia, by sama mogła przepracować problem. Tylko i aż tyle. Żeby skutecznie pomóc, terapeuta nie może być ani twoim przyjacielem, ani żadną częścią twojego codziennego życia. I dlatego właśnie nie mogę (i nigdy nie będę mogła) „terapeutyzować” żadnego z moich licznych znajomych, którzy wyrazili entuzjazm na taką możliwość – to wysoce nieetyczne.

 

Psychoterapia to tylko gadanie

Z boku, z dystansu i bez zaplecza wiedzy, rzeczywiście może to tak wyglądać: przychodzisz i gadasz, nic więcej. Ktokolwiek tak twierdzi, nie zdaje sobie sprawy jak złożone i potężne może być to gadanie. Napisano o tym tysiące różnych książek i stworzono setki (mniej lub bardziej potwierdzonych) teorii. Słowo to potężna siła i ja to wiem nie od dziś (zainteresowanie językiem i literaturą zrobiło swoje) – to w jaki sposób go używamy może równocześnie ratować jak i rujnować życia. I to bynajmniej nie jest przesada. Może się komuś wydawać, że terapeuta „tylko” słucha, ale to jest rodzaj aktywnego słuchania, który wymaga ogromu wewnętrznej pracy, sporej wiedzy i praktyki. To jest pełnomocna umiejętność, wysoce dziś niedoceniana. I przyznaję bez bicia, że sama bardzo długo nie zdawałam sobie sprawy jak złożona i skomplikowana. Fakt, że zawsze miałam w tym jakąś naturalną łatwość, sprawiło, że żyłam w mylnym przekonaniu, że każdy to potrafi. Okazuje się, że nie każdy, ba, nawet nie większość.  

Psychoterapia (w którymkolwiek nurcie) to o wiele więcej niż tylko gadanie, nawet jeśli takie sprawia pierwsze wrażenie. Zresztą umówmy się też: nie należy bagatelizować gadania. Słowa naprawdę mają moc, o wiele większą niż by się nam mogło wydawać.