18/08/2012

Polski Biegun Ciepła!

Wsłuchiwanie się w głośno podkręcone "Unsustainable", gdy wracasz z praktyk opustoszałą Krakowską do domu bywa iście obezwładniające, w jak najbardziej pozytywnym znaczeniu tego słowa. Ale dzisiaj, z dobroci serca, daruję Wam epopeję na temat Muse. Dziś będzie o... moim mieście.


Od czasu do czasu, w przypływie nudy, lenistwa lub nadmiaru pracy (im więcej do zrobienia tym więcej czasu marnotrawię przed komputerem) odwiedzam sobie The Change Blog. Moja ostatnia wizyta na owym blogu zeszła się w czasie z pierwszym dniem "zawodowych" praktyk. Przeczytałam wówczas krótki artykuł pt, „Be Better Where You Are”, w którym, jak sam tytuł wskazuje, autor przekonywał, że aby czuć się szczęśliwym i spełnionym we własnej skórze, wcale nie trzeba daleko wyjeżdżać i za wszelką cenę szukać egzotycznych doświadczeń.
W pierwszym odruchu zupełnie się z tym nie zgodziłam – za bardzo jestem zmęczona swoim otoczeniem i zbyt wiele bym oddała za jakieś nowe doświadczenia z dala od domu, żeby mu uwierzyć. Dziwnym trafem jednak, stawiana w artykule teza zaczepiła się gdzieś w mojej podświadomości i idąc po raz pierwszy na praktyki, nie do końca świadomie, stawiałam sobie wyzwanie: to jest w tym prawda, czy nie? Jednoznacznej odpowiedzi jeszcze nie znalazłam, ale z pewnością zmieniłam pierwotne podejście do całej sprawy. A wszystko przez bardzo niewinne i na pozór bezsensowne „praktyki zawodowe”.
Odbywam je (przez okres 5 tygodni) w Centrum Informacji Turystycznej na Tarnowskim rynku i choć już zdążyłam się przekonać, że momentami bywa nerwowo, to wiem też, że lepiej wybrać nie mogłam.
Już pierwszego dnia, z niemałym zaskoczeniem dotarło do mnie jak niewiele wiem o Tarnowie i regionie. Szybko zrozumiałam, że zamiast rozdawać różnorakie materiały promocyjne o mieście przejezdnym turystom, sama powinnam się nimi zainteresować. Owszem, gdzieś tam głęboko w podświadomości mam zakodowane mgliste informacje z regionalnych, rodzinnych wycieczek (szczególnie rowerowych) i szkolnych wypadów z przewodnikiem, ale trudno je nazwać wiarygodną wiedzą o rodzinnym mieście.
Normalnym jest, że na co dzień nie dostrzegam wyjątkowości i uroku Tarnowa – mieszkam tu od urodzenia, spędziłam tu 99% swojego życia i znam na wylot wszystkie jego wady i niedociągnięcia. W rezultacie wszystko poza granicami miasta wydaje mi się o wiele bardziej atrakcyjne (w myśl zasady ‘grass is always greeneron the other side of fence’). Sama nazwa miasta bardziej kojarzy mi się z ciszą, wieczorną pustką na ulicach, zbyt krótkimi godzinami otwarcia sklepów, mocno ograniczonym repertuarem kinowym i brakiem codziennej, wieczornej "żywotności", aniżeli z turystycznymi atrakcjami i fascynującą historią. Tymczasem, biorąc wszystko pod lupę i spoglądając na miasto z perspektywy biura Informacji Turystycznej, Tarnów, a przede wszystkim region Tarnowski istotnie ma wiele ciekawego do zaoferowania. 
Obiektywnie (jak i subiektywnie) muszę pochwalić stronę internetową mojego "so-called" miejsca pracy – www.it.tarnow.pl – nie trzeba odwiedzać siedziby biura i kolekcjonować dziesiątek darmowych broszur, żeby dowiedzieć się ciekawostek o mieście i regionie – wystarczy zajrzeć na stronę, która jest wyjątkowo przejrzysta, na bieżąco uaktualniania, bardzo wygodna (można tam znaleźć praktycznie wszystko co dotyczy miasta, jego atrakcji, możliwości i historii) i dostępna w kilku wersjach językowych. Polecam.
Szczerze mówiąc, im więcej czasu spędzam w TCI, tym bardziej mam ochotę zorganizować sobie wycieczkę krajoznawczą nie tylko po samym Tarnowie, ale i po całym regionie! Chętnie nawet przygarnęłabym pod skrzydła jakiegoś obcokrajowca, który chciałby pozwiedzać Tarnów i okolice razem ze mną – krótko mówiąc, chyba z tego wszystkiego chciałabym rozkochać się we własnym mieście na nowo...
Cytując mój ulubiony wpis z księgi pamiątkowej: "I jak nie nazywać Tarnowa Polskim Biegunem Ciepła, skoro tyle tu gorących serc?" ;)