St Abbs wygooglał Norbert, przy okazji jego kwietniowo-majowej wizyty, gdy okazało się, że wypożyczenie rowerów w Edynburgu kosztuje więcej niż wypożyczenie auta. Małe nadmorskie miasteczko okazało się świetnym jednodniowym wypadem poza miasto, zaraz po North Berwick, Dunbarze i St Andrews.
Zapraszam na mały flashback do wietrznego, słonecznego, pierwszego dnia maja w St Abbs. Było pięknie!
50% piękna tego wyjazdu stanowiło, oczywiście, towarzystwo. Z Norbertem spokojnie mogłabym zajechać pół świata. Może nie na raz, ale w kawałkach z przyjemnością.
Główną atrakcją w St Abbs jest trasa dookoła St Abbs Head, którą niespiesznie z Norbertem przebyliśmy.
Morze, słońce, klify i przyjaciel który potrafi ustrzelić dobre zdjęcie – moja definicja szczęścia!
Jak to w Szkocji: owce na każdym kroku. Tu jedna pokusiła się o hipsterską fryzurę.
Latarnia na czubku „głowy” St Abbs.
Nie obraziłabym się na weekend w takim miejscu. Totalne wypizdowie z pięknym widokiem – idealne miejsce na małą, wakacyjną kwaterę. Zrobiliśmy sobie pod nią przerwę na lunch, w trakcie której odczytałam dobrą wiadomość dotyczącą lepszej pracy na wakacje.
Moje ukochane krzaki i najpiękniejszy tego dnia widok.
Ucięliśmy sobie tam nawet drzemkę.
Do St Abbs nie najłatwiej było dojechać, bo nie ma z Edynburga bezpośredniego autobusu, ale mimo wszystko warto było. Kocham takie
jednodniowe wypady w nowe miejsca.
Z każdym kolejnym, tylko bardziej rozkochuję się w Szkocji!