09/03/2012

Kony 2012 + Stanford Experiment

Innymi słowy - moje wolne przemyślenia egzystencjalne.  
____
[linki do filmików w języku angielskim, ale zakładam, że moi nieliczni czytelnicy angielski mają w jednym palcu;)]

Pierwszy raz natknęłam się na nazwę „Kony” kilka dni temu na twitterze. Nie zwróciłam na to szczególnej uwagi, bo na moim timeline często pojawiają się nieznane nazwy i nazwiska. Temat postanowiłam zgłębić dopiero wtedy, gdy przeczytałam dwa podobne tweety o tym, że Kony powinien zostać zastrzelony. Zaintrygowana kim, do cholery, jest owy tajemniczy Kony, wpisałam hasło w Google i oto co mi wyskoczyło:


Po oglądnięciu tego krótkiego „filmu” nie byłam pewna, co mam myśleć, głównie dlatego, że oglądałam go w niedługim odstępie czasowym po obejrzeniu dokumentu o Stanford Experiment (zadanie z konwersacji), który, powiedzmy to sobie szczerze, wjechał mi na psychikę:


Czy człowiek jest z natury zły, czy to jedynie sytuacja czyni go złym? Czy każde zło wyrządzone przez człowieka można psychologicznie usprawiedliwić? Czy istnieje tak zwane zło konieczne? Czy można nie ponosić odpowiedzialności za wykonywane zło?
Po naszej (zasadniczo jałowej) dyskusji, doszłam do wniosku, że chyba wszystko można w jakiś sposób psychologicznie wytłumaczyć. A „wytłumaczyć”, w wielu przypadkach zdaje się być równoznaczne z „usprawiedliwić”. Z początku, oglądając owy eksperyment, sprawa wydawała mi się prosta: ludzie wcielający się w rolę strażników są źli, ludzie „grający” więźniów źli nie są. Ale gdy zaczęłam to wszystko analizować, zastanawiać się nad każdą sytuacją z osobna, analizować te wszystkie komentarze psychologów, a potem jeszcze wysłuchałam opinii innych osób – wtedy dopiero w mojej głowie rozpętało się piekło. I szczerze wątpię, żebym kiedykolwiek była w stanie odpowiedzieć sobie na powyższe pytania. To jest temat rzeka, a jakakolwiek udzielona odpowiedź jest tylko i wyłącznie kwestią wiary i przekonań. Nie ma jednej, dobrej, ostatecznej odpowiedzi. To mi też daje do myślenia jak cholernie zajmująca i niebezpieczna dla psychiki może być sama psychologia.
Wracając jednak do sedna mojego wywodu. Wiedziona tym, co zobaczyłam chwilę wcześniej, mimowolnie oglądałam „Kony 2012” zastanawiając się nad naturą człowieka. Stąd od razu nasunęło mi się na myśl pytanie: czy taki projekt ma szansę się powieść?
Pamiętam jak kilka lat temu, przejęta sytuacją w Darfurze (dawne dzieje pseudo-misyjnej mnie), obejrzałam z rodzicami film „Hotel Rwanda”. To, co najbardziej mną wtedy wstrząsnęło to słowa białego człowieka do Afrykańczyka, który mocno wierzył w interwencję „białych”. W odpowiedzi na pytanie jak, po zobaczeniu tak wstrząsającego materiału biali mogliby nie zainterweniować, odpowiedział, że ludzie zobaczą film, powiedzą „O Boże, to straszne” i pójdą zjeść kolację (mówiąc ściślej mam na myśl  scenę). I to kilka lat temu zapamiętane zdanie było moją pierwszą myślą po oglądnięciu „Kony 2012”. Niezbyt optymistyczna, wiem, ale szczerze przyznam, że moje dalsze zgłębianie tematu w kwestii eksperymentu Stanford i późniejsze przemyślenia, nie wniosły niczego bardziej optymistycznego. Owszem, zgadzam się, że to jest szczytna idea, ale wiem też jak to wygląda w praktyce. Mamy wystarczająco dużo swoich spraw, problemów i interesów, żeby tak naprawdę przejąć się sprawą Afryki. Są ludzie, którzy dopatrują się w tym celu swojego życia i prężnie działają od wielu, wielu lat, ale to wciąż nie jest cały świat. Sceptycznie też podchodzę do całej idei odwrócenia hierarchii. To jest piękne rozumowanie współczesnego świata i daj Boże, żeby tak było, ale władza, choć wybierana przez ludzi, to wciąż władza. Hierarchia jest, była i prawdopodobnie zawsze będzie, bo bez niej społeczeństwo traci podstawy. I człowiek, czasem nawet mimo swojej moralności/wierzeń/przekonań się jej poddaje, co w dość szokujący sposób obrazuje eksperyment przeprowadzony w 1961 roku, The Milgram Experiment:


Nie wiem czy komuś chce się oglądać te filmiki i zgłębiać temat, ale im więcej sama o tym wszystkim myślę, tym więcej mogłabym o tym pisać, podając coraz to nowsze pomysły na zło, istotę społeczeństwa i mechanizmy zachowania… zakładam jednak, że nikomu nie chce się kilometrowych wywodów czytać, dlatego nie będę się dalej produkować. Na koniec stwierdzam tylko, że dobrze zrobiłam nie studiując psychologii. I chyba jestem w stanie zrozumieć dlaczego mówią, że na psychologię idą osoby, które same mają jakiś psychologiczny problem.