08/01/2019

Seriale 2018

Polecając filmy obejrzane w 2018, obiecałam też polecić kilka seriali, więc oto i one. Szczęśliwa siódemka, w przewadze brytyjska (czego można było się po mnie spodziewać). Jeśli widzieliście: dajcie znać jak wasze wrażenia. Chętnie też przyjmę nowe rekomendacje!
Bez spojlerów, więc można czytać śmiało.



Anne with an E
Anię z Zielonego Wzgórza czytałam w podstawówce. Mimo że z automatu utożsamiałam się z bohaterką (no ba, przecież moja imienniczka!), to książka jakoś nie zachwyciła mnie na tyle, żebym chciała sięgnąć po kolejne tomy, a i do ekranizacji nigdy mnie nie ciągnęło. Gdy więc zaczęły pojawiać się głosy, że najnowsza ekranizacja jest naprawdę dobra, pomyślałam, że miło będzie odświeżyć sobie tę historię. Sześć odcinków pierwszego sezonu obejrzałam jednym tchem: w nowej odsłonie Ani zakochałam się bezgranicznie. Po obejrzeniu naszła mnie nawet ochota na powrót do oryginału – przesłuchałam audiobooka i ze stanowczością stwierdzam, że serial prezentuje się o wiele lepiej niż sama książka. Włączając w to drugi sezon, który dorównał pierwszemu, a może nawet nieco go przebił. To taki serial do ocieplania serducha, na który bardzo przyjemnie się patrzy – każdy wielbiciel ładnych obrazków go doceni.

The Crown
Sezon pierwszy mi się podobał, nawet bardzo, ale to dopiero przy drugim uznałam, że ten serial zasłużył sobie na kilka zdań zachęty. Jeśli jesteś anglofilem i interesuje cię Wielka Brytania, lepszego serialu na faktach aktualnie nie uświadczysz. Kopalnia ciekawostek i faktów, okuta porządną fabułą i kapitalną grą aktorską. Miód na uszy i oczy. Ja już bardzo jestem podekscytowana perspektywą kolejnych sezonów z nową obsadą! Brytyjczycy (cokolwiek by o nich dziś nie mówić) są naprawdę świetni w opowiadaniu swojej historii. Polecam wszystkim, ale w szczególności anglofilom.

The Knick
Wciąga absolutnie, choć z początku dość niepozornie. Pierwsze dwa odcinki oglądałam z umiarkowanym zachwytem, mocno wzdrygając się na dość realistycznych scenach operacyjnych patologii. Ale po trzecim odcinku wiedziałam już, że to jest jeden z lepszych seriali, jakie kiedykolwiek widziałam. Przypomina trochę The Young Doctor’s Diary (który swoją drogą też jest świetny – wspominałam o nim na mojej liście 10 top brytyjskich seriali trzy lata temu). Świetnie napisany, świetnie zagrany i bardzo realistyczny. Clive Owen, którego do tej pory umiarkowanie kojarzyłam, tutaj podbił moje serce. Jest w jego postaci coś, co kompletnie mnie urzekło. Więc polecam.

The End Of the F***ing World
Osłuchałam się, że jest dobry na długo zanim po niego sięgnęłam. I bynajmniej się nie zawiodłam. Dziwny i odjechany, dokładnie tak jak lubię. Co z tego, że o nastolatkach, skoro świetnie zrobiony? Trącił świeżością, o którą w morzu nowych produkcji jest coraz trudniej. Słodko psychopatyczny, trochę zabawny, trochę smutny, groteskowo dramatyczny. Na aktorów bardzo przyjemnie się patrzy, historia wciąga i wbrew pozorom wcale nie jest głupia. W dodatku jest to serial stosunkowo krótki, więc można go połknąć w jeden dłuższy wieczór przed telewizorem. Jestem bardzo na tak.

The Cry
Choć Jenna Coleman nie jest złą aktorką, swoją rolą w Doktorze Who mnie dość mocno zniechęciła. Po The Cry sięgnęłam z czystej przekory, żeby przekonać się czy to kwestia samej aktorki, czy tylko kiepskiej postaci. Po seansie z ulgą stwierdziłam, że Jenna jest niczego sobie, w The Cry jest co najmniej świetna. Wszyscy wiedzą, że dramat to mój ulubiony gatunek, a to jest dodatkowo dramat świetnie napisany, z dobrymi zwrotami akcji i idealnie utrzymanym napięciem. Tak fabularnie zaplątane dramaty ogląda mi się najlepiej: wyczuwasz, że coś jest nie tak, ale wiesz za mało żeby choć na chwile spuścić ekran z oczu, ale i za dużo, żeby wkurwiać się na jakieś wymuszone przekombinowania. Kazuo Ishiguro nie powstydziłby się takiej narracji. To chyba wystarczająca rekomendacja?

There she goes
Kameralny serial o rodzinie wychowującej niedorozwiniętą córkę. Włączyłam, rzecz jasna, wyłącznie dla Davida Tennanta i bynajmniej się nie zawiodłam (to wciąż jak najbardziej jest mój najulubieńszy aktor wszechczasów). Krótki, ale realistycznie ciepły wycinek z nieidealnego życia nieidealnych ludzi, którzy kochają życie pomimo licznych kłód pod nogami. Kapitalna sprawa, polecam gorąco.

13 reasons why
Żeby produkcja młodzieżowa zrobiła na mnie jakieś wrażenie, musi być robiona pod dorosłego odbiorcę, najlepiej z traumą u podstawy. Choć 13 powodów nijak ma się do fantastycznego My Mad Fat Diary i wyżej wspomnianego The End of the F***ing World (które same w sobie są zupełnie odmiennymi gatunkowo obrazami), to jednak nie mogło go zabraknąć na tej liście. Bo mimo iż zgadzam się z większością postawionych mu zarzutów, to wciąż uważam, że to jeden z ciekawszych i ważniejszych seriali ostatnich lat. Porusza problemy i tematy (nawet jeśli są tu przerysowane) jak najbardziej aktualne i zdecydowanie zbyt mało nagłaśnianie. To takie dobre przypomnienie, że problem jest pojęciem względnym, świat nie jest sprawiedliwy, a my wszyscy jesteśmy pierwsi by osądzać i tą sprawiedliwość wymierzać. Oba sezony oglądałam nie bez małych emocji i myślałam o nich jeszcze długo po oglądnięciu. Niby mierzony w nastoletniego odbiorcę, a wydaje się znacznie bardziej odpowiedni dla dojrzałego, otwarcie myślącego widza, który swoje nastoletnie dramaty jeszcze pamięta. Bo naprawdę wiele ważnego można z 13 powodów, szczególnie między wierszami, wyczytać. I do tego zachęcam.