28/02/2017

2017: kadry lutowe

Luty był miesiącem w dużym stopniu przejściowym: z Londynu przeczołgałam się przez Kraków, Rzeszów, Tarnów i Trzy Doliny do Edynburga, spełniać kolejne marzenie z mojej Bucket Listy. Intensywny i bardzo przyjemny czas.
Zgodnie z radą zza drzwi w pracy: cieszę się samą podróżą.


Wiadoma sprawa: nie łatwo było mi się pożegnać.
Bo w Londynie zostało nie tylko moje serce…
…ale i całkiem pokaźne grono przyjaciół.
Co zabawne, to jaką dobrą kawę mają w Benugo, doceniłam dopiero wtedy, jak przestałam ją pijać trzy razy dziennie… odwyk zabolał.
Zanim wsiadłam w samolot, razem z Georgie odwiedziłam Brick Lane, gdzie – oczywista sprawa – nawpieprzałyśmy się smakowitych różności.
To był brazylijski pączek, of sorts.
Kraków może i śmierdzi, ale i tak serce zabiło mi mocniej, gdy w nim wysiadłam. Tak to już jest, gdy zostawisz gdzieś kawał swojego serca: chcę ci się tam wracać.  
Operacja (a równocześnie punkt z Bucket Listy) pt. „The Wall Of Cunts” zakończona została sukcesem, choć, jak widać na załączonym obrazku, nie obeszło się bez wtopy.
W Rzeszowie razem z Jakubem jadłam jak Król.
Tarnów (na kilka dni) też mnie za serce ujął.
O mojej wyprawie do Trzech Dolin możecie przeczytać TUTAJ.
No i kto powiedział, że pożegnania muszą być smutne?
26 lutego obudziłam się już na obcej – choć już od prawie trzech lat ukochanej – ziemi: koło Cyrka i Magdy w Edynburgu.
Edynburg przywitał się ze mną bajecznie.
A jak już po brytyjsku, to musiała też być herbatka. Co zabawne, naszego kreatywnego zjazdu wcale nie planowaliśmy: owszem, Magda świadomie pozwoliła mi zatrzymać się u siebie na kilka pierwszych nocy, ale Renata z Tomkiem kompletnie przez przypadek kupili bilety na ten sam samolot z Krakowa. Przeznaczenie!


Brytyjski bar: oczywisty wybór.
Luty kończy się dość nerwowo, marzec powinien być spokojniejszy.