31/12/2017

2017: kadry listopadowo-grudniowe

Będę z Wami szczera: ostatnie dwa miesiące nie były fajnymi miesiącami, a kolejny wcale lepiej się nie maluje. Zdjęć z tego powodu nie mam wiele, a te które tu lądują trochę zakrzywiają moją ponurą rzeczywistość.
Poza kilkoma pierwszymi kadrami, większość zdjęć jest z telefonu.


Wróciłam do Polski na ostatki Polskiej, Złotej Jesieni.


Która najpiękniej, oczywiście, prezentuje się w Wielkiej Wsi.




We wracaniu do znanych miejsc po dłuższym czasie cudowne jest to, że widzisz je jakby nowymi oczami. I doceniasz. Niestety, na tym jednym słonecznym dniu w Wielkiej Wsi moje szczęście z powrotu tak jakby się skończyło.
Znikąd, nagle, ledwie pięć dni po przylocie, dostałam zapalenia stawu w prawym nadgarstku. Prawdopodobnie bakteryjnego. Największy koszmar niedoszłego pisarza, który na dodatek wrócił do Polski z zamiarem intensywnego, pisemnego (i komputerowego) nadrabiania. Jako że nic (dosłownie nic) nie mogłam samodzielnie zrobić, w Tarnowie skupiłam się na czytaniu, oglądaniu i spacerowaniu.  
Na weekend pojechałam do Krakowa, gdzie w MOCAKu maszyna wyczytała mój temperament i nawet się za bardzo nie pomyliła.
Poza tym robiłam to, do czego prawa ręka nie była mi niezbędna: widywałam się dawno już niewidzianymi ludźmi. W Krakowie i Rzeszowie.
Nadrobiłam trochę seriali. Polecam The Handmaid’s Tale i Legion, bo zakładam, że o Stranger Things 2 i tak już każdy słyszał.
Pod koniec miesiące wpadłam na koncert Milky Chance do Warszawy…
...i odwiedziłam nowego członka rodziny: Tadzia!
W pierwszej połowie grudnia, razem z Wojtkiem i Norbertem zwiedziłam kawałek Cypru. Wszystko byłoby super, gdyby nie mój skórny problem, który wrócił na twarz i zepsuł mi cały wyjazd. Po powrocie okazało się, że wszystkie te moje przygody ze zdrowiem to prawdopodobnie jedna i ta sama, złośliwa bakteria. Bajecznie.
W grudniu ręka wróciła do użytku, więc poza oglądaniem trochę piekłam i gotowałam. I poznałam swoją nową kocią przyjaciółkę: Florcię!
W okresie Świąt, czego teraz cholernię żałuję, nie zrobiłam ani jednego zdjęcia. W zasadzie, od powrotu z Cypru, w ogóle nie wyjmowałam aparatu z torby. Co chyba mówi samo przez siebie.
Mam nadzieję, że Wasze Święta były bardziej udane niż moje.
Szczęśliwego Nowego Roku!