York był pierwszym przystankiem na mojej kilkudniowej, solowej, październikowej wycieczce po skrawku Anglii. O mojej wizycie akurat tam zadecydowała tak naprawdę zniżka z pracy – Safestay (hostel w którym pracowałam) ma tam bowiem swoją placówkę. Na koniec mojego tegorocznego pobytu w UK wybrałam się więc do Yorku, z którego zaplanowałam małą objazdówkę z powrotem do Edynburga. W pierwotnym zamyśle miałam ująć ten wyjazd w dwóch postach, ale szybko okazało się, że mam za dużo zdjęć, więc każde zwiedzone przeze mnie miasto (a było ich cztery) doczeka się oddzielnej foto-relacji. Enjoy.
York podobał mi się zdecydowanie bardziej niż Bath (choć brakowało mu górki z malowniczym widokiem). To najciekawsze i najładniejsze angielskie miasto w jakim do tej pory byłam (inna sprawa, że stosunkowo niewiele miast w Anglii widziałam).
Pogoda dopisała: w pierwszy dzień świeciło słońce, na drugi trochę popadało, ale bez tragedii, a wieczorem nawet się wypogodziło.
Zwiedzanie zaczęłam od spaceru brzegiem rzeki.
Millenium Bridge – z moich obserwacji wynika, że większość angielskich miast ma most o takiej samej nazwie.
Podobnie jak Cambridge, York bardzo ujął mnie tym, że wszędzie można było dostrzec rowery lub rowerzystów.
York słynie z dwóch rzeczy: York Minster (ogromnej katedry)...
…z której wierzy można podziwiać widoki na całe miasto…
…oraz kamiennych murów obronnych wokół miasta.
Obejście tych murów to całkiem przyjemny spacer.
York Castle Museum – jedno z najfajniejszych w jakich byłam, gdzie (podobnie jak w Glasgow, tylko w większym wymiarze) można było cofnąć się w czasie i przejść się nie tyle po wiktoriańskiej uliczce, co całym miasteczku!
Dobrą kawę piłam w Peacock Cafe, w tej malutkiej wieżyczce przy moście, która absolutnie skradła mi serce. Jak tylko będę miała okazję, na pewno wrócę!
Museum Gardens o zachodzie.
Jedna z bram miasta.
W pierwszy dzień stołowałam się (również na wynos) w El Piano York, w drugi wpadłam na obiad do Shambles Kitchen. Oba miejsca polecam: smacznie i względnie zdrowo.
Jak dla mnie, York zdecydowanie ma w sobie jakaś magię.
PS. Safestay w Yorku gorąco polecam, bardzo spokojny hostel z kapitalnie urządzoną, wspólną przestrzenią, której w Edynburgu trochę właśnie brakuje.